Jump to content
Dogomania

Vario...


gusia0106

Recommended Posts

[quote name='Ewa Marta']Wszystko zależy od tego, jak sobie Tęczowy Most definiujesz... Ja myślę o nim w kontekście braku bólu, cierpienia. Dla bezdomnych zwierzaków o braku samotności, zimna i głodu, dla tych dręczonych dodatkowo o braku bólu i upokorzeń..... To wszystko znika w tej jednej sekundzie, kiedy serce przestaje bić i kończy się ich pobyt tutaj z nami. I kiedy pomyśleć o tym, że już nie cierpią, że nie odczuwaja głodu, że nie czekają nadaremnie na to, że ktoś je pokocha, to są za Tęczowym Mostem.
Nasi przyjaciele są w naszych sercach, grzeją się ciepłem naszych wspomnień, nawet te nieszczęśliwe w schronach, czy odnalezione za późno na ulicy... Jeśli o nich się dowiadujemy, to myślimy, współczujemy...
Może właśnie w naszych sercach jest TM?[/quote]

Nie wiem jak to robisz Ewa, ale zawsze jakoś potrafisz mnie uspokoić...
Takiego TM właśnie bym chciała.

Bałam się też, że odkopią go jakieś dzikie zwierzęta.
Ta działka jest na całkowitym odludzi - częściej widać na niej sarny, jelenie, lisy i bociany niż ludzi. Jak ktoś tam nie przyjdzie specjalnie, to nie ma mowy, żeby przyszedł przypadkiem.

Strasznie się tego bałam.

Ale sąsiad, który mieszka z drugiej strony góry, poszedł tam w niedzielę.
Zapalił Variuchowi świeczkę, obejrzał, ubił ziemię i powiedział, że wszystko w porządku. Nawet śladów wilków nie było. A tam jeszcze leży śnieg po kolana więc byłoby widać....

Link to comment
Share on other sites

[quote name='gusia0106']Nie wiem jak to robisz Ewa, ale zawsze jakoś potrafisz mnie uspokoić...
Takiego TM właśnie bym chciała.

Bałam się też, że odkopią go jakieś dzikie zwierzęta.
[/quote]

Może dlatego, że tak jak Ty kocham bardzo zwierzęta? A może dlatego, że kiedyś też straciłam sunię i wiem co czujesz? Choć to było wiele lat temu, czasami patrząc na moje dwa łobuziaki myślę o niej, zastanawiam się, czy gdybym poszła do lekarza wcześniej, może żyłaby dłużej niż 13 lat? Wspomnienia, to normalna ludzka rzecz. To zresztą jest piękne, że pamietamy naszych bliskich, a do nich zaliczam wszystkie czworonogi, które ze mną mieszkały.
Mam nadzieję że dzikie zwierzęta pozostawią Vario w spokoju gusiu.
Tak, jak wiele osób tu napisało, pewnie za wcześnie jest myśleć o nowym przyjacielu, ale może przemyślałabyś wzięcie jakiejś bidy na DT? To nie byłaby żadna "zdrada" wobec Vario, Ty miałabyś zajęcie, zrobiłabyś coś bardzo pięknego dla jakiegoś bardzo tego potrzebującego czworonoga. Z Twoich wspomnień wynika, że Vario nigdy nie był przeciwny takim tymczasowiczom. Może czuł, że skoro ma się tak wspanialy dom, trzeba się z nim podzielić z innymi? Wydaje mi się, że był bardzo inteligentny, że rozumieliście się w sekundę. Skoro kiedyś nie protestował, może z myślą o nim, przygarnij narazie jakąś bide na tymczas? Aż żal ściska, że takie kochające serce nie wspomoże żadnej bezdomnej istotki... Masz w nim tyle miejsca, że starczy na Vario i na jeszcze kogoś...

Link to comment
Share on other sites

[quote name='gusia0106']Tylko wiecie co.....
Ja, psiara, przyznam się Wam do czegoś. Szczerze, tak prosto z serca.
Nie wyobrażam sobie w domu innego futra niż futro Varia....[/quote]

Gusieńku, czy Vario był Twoim pierwszym psem?...
Ja swojego pierwszego przyjaciela straciłam jako dziecko - bardzo to przeżyłam, bo to był pies wyjątkowy. Po kilku latach w domu pojawiła się jamniczka. Gdy wyfruwałam z domowego gniazda, Zalma została z moją mamą. Pierwszym moim [B]własnym[/B] psem była niezapomniana boksia Nutusia - takiego psa nie miałam i nigdy więcej mieć nie będę. Gdy Nutinka skończyła 7 lat, mój mąż przyznał jej emeryturę, a w naszym domu zupełnym przypadkiem pojawiło się szczeniątko jamniorka. I odtąd osiem łapek stukało pazurkami o podłogę, a Pestka była najlepiej wychowanym i najbardziej posłuszym jamnikiem pod naszą szerokością geograficzną, gdyż od A do Z naśladowała Nutkę. No a potem wyprowadziliśmy się na wieś, pojawił się odczepiony od budy Oskar, koty... Gdy odeszła Nutusia - rozpacz była przeogromna. Nie mogłam uspokoić synka (miał wtedy 10 lat) - on nie znał życia bez niej. Gdy się pojawił na świecie - ona już była! Ale wróciliśmy do domu, który nie był pusty... Pozostałe dwa łepeczki podstawiały się do głaskania, było komu szykować michę, do kogo się przytulić... I to właśnie jest moja recepta na zwierkowe odchodzenie, tzw. metoda "na zakładkę". Każde jest inne, każde się kocha (choć pewnie nieco inaczej), każde się pamięta, wspomina... Od roku nie ma też już Pestusi - został Oskar i Lesio, który się przypatałętał i postanowił zostać. No, a teraz dołączyła Tośka... Każda śmierć wyrywa cząstkę serca i duszy, ale też każde życie tę wyrwę leczy i zabliźnia.
Życzę Ci, Gusieńko, żebyś mogła pamiętać tylko to, o czym pamiętać chcesz.
Magda

Link to comment
Share on other sites

Nie, Vario nie był moim pierwszym psem.
Nie pierwszym ale tym jedynym, wyjątkowym, niezastąpionym.

Psa chciałam mieć od zawsze.Odkąd pamiętam. Wierciłam rodzicom dziurę w brzuchu aż się zgodzili. Właściwie nie rodzicom tylko Tacie. Kupił obrożę i smycz i powiedział, że jak codziennie rano przez miesiąc będę wychodziła z tą obrożą i smyczą na spacer na pół godziny to zgodzi się na psa.

No to wychodziłam. Miałam 7 lat.
Po miesiącu Mama przywiozła 12 tygodniowego dalmatyńczyka.
Amika mieszkała z nami 11 lat. Umarła na moich rękach. Przyszła, położyła mi głowę na kolanach, przytuliła się i umarła. Przegrała z nowotworem płuc.

Pewnie przyjdzie taki dzień, że będę chciała mieć psa.
Teraz nawet nie mogę o tym myśleć.
I to nawet nie dlatego, że myślę o tym jak o "zdradzie".
Myślę, że nie byłabym w stanie pokochać teraz psa, tak, jak na to zasługuje.
Cały czas bardzo kocham Varia. Tęsknię strasznie. Obawiałabym się porównań...

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Miki']Chciałam coś napisać, ale myśląc o tym przeryczałam cały dzień. Jestem już przyzwyczajona - w metrze, w autobusie, na ulicy - wszędzie ocieram cieknące łzy. Czas niczego nie zmienia.....[/quote]

Napisz, Zosiu, napisz

Link to comment
Share on other sites

[quote name='gusia0106']Napisz, Zosiu, napisz[/quote]

Napiszę.
Teraz jednak duże zamieszanie w domu, pakowanie.
Wyjeżdżam, będę przez tydzień tam, gdzie zostało moje serce.
Napiszę jak wrócę
Trzymaj się, ja też strasznie tęsknię.

Link to comment
Share on other sites

[quote name='boksiedwa'][URL="http://www.dogomania.pl/forum/members/40037.html"]gusia0106[/URL] walczyliście dzielnie
dla Varia
[*] :-([/quote]

Ciężko jest przegrać. Jak się zawsze wygrywało.
Variowi zawsze się udało wyślizgać, wywijał się śmierci za każdym razem.
Dlatego wciąż mi się wydawało, że mój pies jest niezniszczalny.

Link to comment
Share on other sites

Dzisiaj śnił się Vario.
Nie mi. Swojemu Panu.
Mi się nie śnił ani razu....

W tym śnie przyleciał skądś nagle. Widać było, że z zabawy jakiejś.
Nagle podleciał i wpadł całym ciężarem swojemu panu na nogi - jak to miał pierdoła w zwyczaju. Zachowywał się tak jakby go dostrzegł skądś z daleka i przybiegł bo go poznał. Zaczął się tulić i domagać głaskania. Wyglądał dobrze, skakał,machał ogonem, sierść miał mięciutką tylko taką dziwną. Psy długowłose mają taką sierśc po kąpieli jak już wyschną, ale nie są jeszcze rozczesane. Tylko, że ustawial się w tym śnie jakoś tak bokiem i ani razu pan nie mógł dostrzec jego pyska.

Kurde, czy takie sny coś znaczą?

Link to comment
Share on other sites

Gusiu, ja myślę, że ten Tęczowy Most po prostu istnieje naprawdę, i że to żaden wymysł nas ludzi, którzy wmawiają sobie, że po śmierci istnieje jakieś "psie niebo". Ja jestem pewna, że istnieje. Tak jestem pewna tego, że psy mają duszę. Może to kogoś śmieszy, ale ja w to wierzę.
[FONT=Trebuchet MS][SIZE=2][COLOR=#f3e4a9][B]
[FONT=Arial][COLOR=Black]"Kiedy odchodzi zwierzę, które było szczególnie bliskie komuś, kto pozostał po tej stronie, udaje się na Tęczowy Most. Są tam łąki i wzgórza, na których wszyscy nasi mali przyjaciele mogą bawić się i biegać razem. Mają tam dostatek jedzenia, wody i słońca; jest im ciepło i przytulnie.
Wszystkie zwierzęta, które były chore i stare powracają w czasy młodości i zdrowia; te które były ranne lub okaleczone są znów całe i silne, takie, jakimi je pamiętamy marząc o czasach i dniach, które przeminęły. Zwierzęta są szczęśliwe i zadowolone, z jednym małym wyjątkiem: każde z nich tęskni do tej jedynej, wyjątkowej osoby, która pozostała po tamtej stronie.

Biegają i bawią się razem, lecz przychodzi taki dzień, gdy jedno z nich nagle zatrzymuje się i spogląda w dal. Jego lśniące oczy są skupione, jego spragnione ciało drży. Nagle opuszcza grupę, pędząc ponad zieloną trawą, a jego nogi poruszają się wciąż prędzej i prędzej.

To ty zostałeś dostrzeżony, a kiedy ty i twój najlepszy przyjaciel wreszcie się spotykacie, obejmujecie się w radosnym połączeniu, by nigdy już się nie rozłączyć. Deszcz szczęśliwych pocałunków pada na twoją twarz, twoje ręce znów pieszczą ukochany łeb; patrzysz znów w ufne oczy swego przyjaciela, który na tak długo opuścił twe życie, ale nigdy nie opuścił twego serca[COLOR=Black]."[/COLOR][/COLOR][/FONT][/B][/COLOR][/SIZE][/FONT]

Link to comment
Share on other sites

No właśnie czytałam ten tekst setki razy.
I jedna rzecz mnie martwi.
Mój Vario miał w pupie wszystkie psy świata.
Bawił się z psem RAZ w życiu, ładnych parę lat temu z resztą.
Teraz ostatnio tylko zmieniło mu się o tyle, że się zakochał w suni, która mieszka dwie klatki obok.

Niecałe 10 miesięcy temu przeprowadziliśmy się na parter. Uparłam się na parter z ogródkiem bo chodziło mu się coraz ciężej i nie chciałam, żeby kilka razy dziennie musiał schodzić i wchodzić na 3 piętro. No i miałby ogródek, do którego mógłby schodzić po trzech schodkach jakby chciał. Tyle, że nie zdążyłam mu zrobić zejścia do tego cholernego ogródka...

Dwie klatki obok mieszka sunia - kundel bury - ma jakieś 7 lat - no i mój Vario pierwszy raz w życiu na stare lata się zakochał. Na spacerach razem chodzili, wąchali kamienie, kwiatki, krzaki i te inne. Nie bawili się nigdy bo ani Koka ani on, nie byli skłonni do zabawy. Odprowadzali się po spacerze pod drzwi. Ja stałam pod swoją klatką a Pan Koki pod swoją -Vario szedł odprowadzić Kokę pod jej klatkę, potem ona odprowadzała jego i tak niejednokrotnie po 15, 20 minut.... Ale to tylko teraz przez 9 miesięcy.

Wcześniej bardziej był człowiekiem niż psem. W sensie wolał i bawić i przebywać z ludźmi niż z psami. Dla niego inne psy mogłyby nie istnieć.

Jeśli więc za TM, po jednej ze stron tęczy nie ma ludzi, to co tam robi mój pies??? Bo na bank nie bawi się z innymi.....

Link to comment
Share on other sites

Twój pies gusiu, zakochał się tam w jakiejś zjawiskowej suni, która tak jak on nie jest skłonna do zabawy i razem spacerują, wąchają kwiatki, obwąchują trawniki, a potem odprowadzają się w nieskończoność, znajdując w tym dużo radości.... Bo za TM psy robią to, co im sprawia najwięcej radości. I tej wersji będę się trzymać!

Link to comment
Share on other sites

[quote name='Ewa Marta'](...)zakochał się tam w jakiejś zjawiskowej suni (..)[/quote]

Zjawiskowa nie musi oznaczać ładna, nie? ;)
Bo każdy kto widział Kokę, mówi, że ona jest brzydka ;)
Moim zdaniem nie jest. Jest cała czarna, z siwym pyskiem, taka do kolana, trochę nieforemna. Ale na pewno nie brzydka.

Żebyście Ciotki widziały co Vario wyprawiał na wiosnę....
Śmiałam się, że mu się botanik załączał.
On naprawdę wąchał kwiaty, trawy, krzaki.
Wąchał nie po to, żeby zaznaczyć, tylko dla samego wąchania.
Niejednokrotnie był tak zarobiony tym wąchaniem, że nie miał czasu załatwić się na spacerze. Po prostu nie miał na to czasu ;)

Link to comment
Share on other sites

Gusiu, a propo niechęci Varia do zabaw z psami...
Moja Wikunia, odkąd zachorowała na chłoniaka, przestała w ogóle zauważać jakiekolwiek psy. Zrobiła się nawet wobec nich agresywna, nieufna, nie przejawia żadnej chęci do zabaw z nimi, w ogóle bardzo źle reaguje na choćby najmniejsze próby zbliżenia się do niej. Za to jeśli chodzi o stosunek jej wobec nas, to trzeba by to po prostu zobaczyć. Zrobiła się jeszcze większą pieszczochą niż była, nie chce zostawić nas na choćby 10 minut. Przytula się do nóg, całuje nas w szyję, liże po rękach. Bardzo zmieniła ją choroba. Naprawdę. I widzę czasami w jej oczach tak niesamowitą wdzięczność i miłość, którą tylko psie oczy potrafią pokazać.
Ona chyba wie, że bez względu na koszty, na poświęcony czas, my zawsze będziemy przy niej. Do końca będziemy ją ratować i nigdy nie zostawimy w potrzebie.

Link to comment
Share on other sites

Znam Waszą historię i naprawdę jestem pod wrażeniem tak długiego i pieknego życia z chłoniakiem.

Vario nigdy nie był przylepą. Przytulał się i dawał buziaki tylko wtedy jak on miał ochotę. To, że ja miałam nie miało najmniejszego znaczenia i np. ja go zaczynałam przytulać a on wychodził. Indywidualista jeden.

A tydzień przed śmiercią zrobił się taką przylepą jaką nie był nigdy - przytulał się non stop, dawał się całować w pysk, spaliśmy razem na podłodze całymi nocami (normalnie spania przytulonym znosił góra dwie godziny). Nie wiem, może coś przeczuwał, może wiedział, zanim mi w ogóle przyszło to do głowy.................

Link to comment
Share on other sites

[quote name='gusia0106']

Nie wiem, może coś przeczuwał, może wiedział, zanim mi w ogóle przyszło to do głowy.................[/quote]
Myślę, że jest tak jak mówisz. Chyba przeczuwał koniec, i być może właśnie dlatego dawał Ci w tych dniach tyle czułości. Ech, gdyby tylko człowiek wiedział co ukrywa się w tym psim sercu i łebku..
Ja jestem przeważnie w domu o 17. Moja mama zawsze mówi, że na 10 minut przed moim przyjściem Wiki nie rusza się z przedpokoju; przeważnie po prostu czeka na mnie pod drzwiami. To jest w ogóle taka dzielna i kochana dziewczynka. Tyle chemii, tyle kroplówek, wenflonów zakładanych co kilka dni i notorycznie zmienianych ze względu na słabiutkie żyły. A ona nigdy się nie skarży, nigdy nie piszczy.

Link to comment
Share on other sites

Przeryczałam wczoraj cały dzień.
Nie lubię świąt, nigdy specjalnie za nimi nie przepadałam, ale cieszyłam się na nie w związku z tym, że będę mogła z Variem spędzić więcej czasu.
Teraz nie mogę więc się nie cieszą.

Dwa tygodnie temu o tej porze jechałam z nim do naszej wetki ,wyjąc już całą drogę, bo przeczuwałam co się będzie musiało stać....

A dziś mój pies mi się przyśnił. Pierwszy raz. Dziwny to był sen.
Śniło mi się, że byliśmy w domu u rodziców, ale to nie był ten dom. W sensie wiedziałam gdzie jestem ,ale zupełnie nie zgadzał się ani układ pomieszczeń ani kolorystyka. Rodzice robili jakąś imprezę i byli na niej ludzi, których nie widziałam od lat. Nawet nie wiem czy żyją. Oni nawet Varia nie znali, znali naszego poprzedniego psa - Amikę. Vario na początku w tym śnie był takim staruszkiem jak w ostatnich miesiącach- a to się przewrócił, a to spał, chodził sobie powolutku. Siedziałam z nim w jakimś pokoju, w którym była tylko wykładzina i pani technik weterynaryjny z naszej lecznicy.
Zauważyłam, że chce się załatwić, więc wyszliśmy na spacer.
A tam stała już moja Mama i mój Tata. Moi rodzice od wielu, wielu lat nie żyją...
A Vario nagle się cały spiął, położył po sobie uszy, żeby mieć bardziej opływowy kształt ciała i zaczął biegać sprintem zataczając wielkie, olbrzymie koła. I tak biegał i biegał, a ja byłam bardzo zdziwiona. Cały czas pytałam wszystkich czy to widzą, bo mi się wydawało, że mam urojenia.
Zapytałam Mamy czy to widzi, a moja Mama tylko potakiwała głową i się uśmiechała. Patrzyła tylko a to na mnie, a to na niego.
Vario jak już się wybiegał przybiegł do mnie i dał się pogłaskać. Potem podszedł do mojego Taty, który wziął go na ręcę i zniknęli....
Wtedy się obudziłam.

Mam nadzieję, że się nim zaopiekowali.
Moja Mama go nie znała - nie zdążyła, a mój Tata, udawał, że go nie lubi ale wielokrotnie przyuważyłam go jak myślał, że nikogo nie ma, albo że nikt nie widzi, jak karmił go przysmakami albo głaskał ;)

Link to comment
Share on other sites

Moja siostra znała Varia tylko trochę.
Bardzo długo sie go bała.
Bo Vario jak ktoś przychodził do domu podchodził bardzo, bardzo blisko i szczekał z całej siły. Miało się wrażenie, że chce ugryźć. Ale nie gryzł, tylko tak ostrzegał i pokazywał gościom gdzie jest ich miejsce. A moja siostra wpadała dość często. A on wciąż jej pokazywał jakim jest obrońcom.
Wiedziała jaki jest dla mnie ważny, z czasem się przekonała, że nie jest ludziożercom i naweł głaskała. Towarzyszyła mi telefonicznie we wszystkich jego chorobach a później jak już umiałam jej powiedzieć, że mój pies nie żyje, słuchała i słucha łkania w słuchawkę.
Dziś, przy okazji świątecznego spotkania, powiedziała, że kupi mi psa na urodziny. Tylko, żebym powiedziała jakiej rasy...
Wiem, że chciala dobrze.
Wiem, że się martwi i kombinuje co zrobić, żeby było lepiej.
Wiem, że kocha zwierzęta i przejmuje się ich losem.
A wydarłam się na nią jak debil.
Darłam się i darłam i nie mogłam zamknąć ryja.
Zupełnie jak Vario kiedyś.
A jedyne co tak wykrzykiwałam to tylko to, że ja nie chcę innego psa......

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...