leepa Posted April 24, 2008 Posted April 24, 2008 Mam na myśli usypianie nie ze wzgl. "bo mam za dużo psów" ale na zasadzie "pies jest poważnie i nieuleczalnie chory, nie ma sensu obarczać problemem nowego właściciela". Co o tym sądzicie? Czy powinniśmy takie psy usypiać, czy może każdy zasługuje na życie, szansę? A może ktoś z was jest hodowcą i miał okazję podjąć taką decyzję? Quote
jefta Posted April 24, 2008 Posted April 24, 2008 [quote name='leepa']Mam na myśli usypianie nie ze wzgl. "bo mam za dużo psów" ale na zasadzie "pies jest poważnie i nieuleczalnie chory, nie ma sensu obarczać problemem nowego właściciela". Co o tym sądzicie? Czy powinniśmy takie psy usypiać, czy może każdy zasługuje na życie, szansę? A może ktoś z was jest hodowcą i miał okazję podjąć taką decyzję?[/quote] Wydaje mi się, że przed tym problemem stają nie tylko hodowcy, ale np. schroniska. Na decyzję musi wpłynąć wiele czynników: 1. wiek, w którym zdiagnozowano chorobę 2. rokowania i szacowany komfort życia tego psa 3. realne szanse, że ktoś go weźmie i będzie leczył-w tym niestety też szacowane koszty Quote
leepa Posted April 24, 2008 Author Posted April 24, 2008 Chodzi mi o dopiero urodzone pieski, które mają trafić do nowego domu. W schronisku to jeszcze inna sprawa... Quote
Dinka Posted April 24, 2008 Posted April 24, 2008 Szczeniaki- Zalezy czy jest dla nich szanse... Jesli sa bardzo chore (nieuleczalnie) i nie maja szansy pojsc do domku to chyba lepiej jest je uspic niz zeby cierpialy... Nie ma sensu trzyma cich w schronsku, bo one beda cierpiec... Oczywiscie prosze na mnie nie krzyczec, ale ja tak uwazam.. Dla ich dobra... Jak ktos ma inne zdanie prosze mnie poprawoc... ;) Jesli szczeniaki maja szanse wyzdrowiec to warto jest im dac szanse... Quote
Mudik Posted April 24, 2008 Posted April 24, 2008 U mnie było takie szczenię,na szczęście ,nieszczęście natura załatwiła to sama. Szczenie miło wodogłowie i i tak bym je uśpiła,ale to był pechowy mioty 4/5 szczeniąt było martwych w tym i te z wadą. Gdyby było żywe uśpiłabym je. Quote
M@d Posted April 24, 2008 Posted April 24, 2008 Na szczęście nie będąc hodowcą, nie muszę podejmować tak przykrych decyzji, więc mogę być brutalnie pragmatyczny. Zakładam, że mówimy o POWAŻNYCH i nieuleczalnych schorzeniach. Moim zdaniem - usypiać. Czemu tak uważam? 1) Nie ma żadnej gwarancji, że ktoś zechce takiego psa i zostaną 3 opcje - zostawić sobie (tylko czy znajdziemy czas i kasę, jak się trafi takich kilka...?) - oddać do schroniska (bez komentarza) - uśpić jak podrośnie ... (to już lepiej od razu...) 2) Nawet jak znajdziemy mu dom, to nie ma gwarancji, że po jakimś czasie nie trafi do schroniska ... 3) Nawet jak znajdziemy mu dom i zostanie tam do końca życia, to "zajmie miejsce" zdrowemu co zgnije w schronie lub go ktoś uśpi (liczba domów dla psów jest określona i raczej nie zwiększy się o specjalne DODATKOWE domy dla chorych szczeniaków) Smutny to bilans, ale życie jest brutalne, a schroniska pełne nieszczęścia, nie warto go pomnażać ... Gdybyś np. namówiła mnie na takiego szczeniaka (a wiem co to oznacza, bo po długiej walce o chorego na genetyczna chorobę wątroby psa straciliśmy go w wieku 5 lat) to być może mój aktualny pies wyglądał by nadal tak: [IMG]http://images28.fotosik.pl/83/1c169903efc82fb4.jpg[/IMG] zamiast tak: (to ten sam pies) [IMG]http://images29.fotosik.pl/182/37f1fc9363019bec.jpg[/IMG] a może już by "zgnił" w schronie i nie żył (?) - miał po schronie anemię i jest nieuleczalnie chory na psią odmianę ludzkiej choroby Meniera... Ale to ani śmiertelne, ani jakoś specjalnie dolegliwe dla niego ... Quote
leepa Posted April 25, 2008 Author Posted April 25, 2008 Trzecia kwestia jest dla mnie nie do końca z sensem. To w takim razie gdybym uśpiła swojego zdrowego psa to bym wzięła być może ze schronu innego i by dwa były i ten drugi by w schronie nie siedział ! :D Cóż za różnica czy ma sie psa zdrowego czy chorego, obydwa mają takie samo prawo do życia i są tak samo wspaniałe. Quote
M@d Posted April 25, 2008 Posted April 25, 2008 No więc poruszę 2 kwestie. Ad pkt 3 Mówimy o POWAŻNYCH nieuleczalnych schorzeniach, przez które cierpi i pies i właściciel i które z dużym prawdopodobieństwem doprowadzą do przedwczesnej śmierci psa. A teraz akademicki CZYSTO TEORETYCZNY matematyczny przykład ilustrujący tezę pkt 3. Mamy 10 domów chętnych na psa (prawdopodobieństwo, ze ktoś, kto nie chce mieć psa, postanowi nagle wziąć nieuleczalnie chorego psa jest bliskie zeru - a więc liczba domów jest stała) Powiedzmy, ze 5 domów ma możliwości dać miejsce 1 psu a 5 domów 2 psom 5*1 +5*2 = 15 W schronisku siedzi 5 psów. Hodowcy chcą sprzedać 15 psów (zakładam, że w nieskończoność nie będą zostawiać sobie nie sprzedanych psów, albo już jakieś mają i nie dadzą rady więcej) z tego 5 jest BARDZO POWAŻNIE I NIEULECZALNIE chorych. Zakładając, że wszystkim uda się znaleźć właścicieli, to 5 psów zostanie w schronie. Jeżeli ci co mają warunki i kasę na 1 psa nie zdecydują się wziąć psa wymagającego czasu i nakładów, a wezmą je ci co mają kasę na 2 zdrowe psy, to mogą zamiast 2 zdrowych zdecydować się na 1 chorego. Wtedy suma psów w schronisku wzrośnie do 10... (bo domy wezmą 5*1 +5*1 = 10) Wariant uśpienia 5 nieuleczalnie poważnie chorych szczeniaków daje wynik psy w schronisku = 0 TO OGROMNIE UPROSZCZONY i czysto teoretyczny schemat, mający zobrazować co miałem na myśli, wiec nie dywagujmy na temat "ja nie oddam swojego psa do schroniska" albo "namówię ciocię, która nie myślała o zakupie psa", bo tak to możemy do zimy ;) To była pragmatyka, a teraz o emocjach. TAK! Każdy pies to kochane stworzenie! I dlatego czasem warto oszczędzić cierpienia i jemu i właścicielom! Ja miałem nieuleczalnie chorego na wątrobę psa (okazało się w wieku 3,5 roku). Walczyliśmy o niego przez 1,5 roku (choć vet dawał mu 3 miesiące życia). Był najlepiej przebadanym i skonsultowanym psem we wszechświecie :roll: (USG, rentgen, amoniak, aspat, alat, bilirubina, histopatologia zmian skórnych itd itp + konsultacje z wykładowcami weterynarii...) 1,5 roku lekarstw (bez nadziei na wyzdrowienie). 1,5 roku diety niskobiałkowej (pies nie jadł mięsa!) Kilka miesięcy konsultacji i kuracji w związku z postępująca utrata okrywy włosowej (sam mu szyłem cienkie ubranko na lato z własnego T-shirta). Jedyne szczęście w nieszczęściu, to fakt, że wbrew wszystkiemu czuł się dobrze, jadł dużo i chętnie bawił się i biegał... [IMG]http://images32.fotosik.pl/221/d58954d3515160bemed.jpg[/IMG] Beksa na 4 dni przed odejściem za Tęczowy Most Gdy w wieku 5 lat nas opuścił (po tym jak wziąłem urlop i 13 godzin trzymałem go za łapkę wpatrując się w cewnik i czekając że ruszą nerki) ryczeliśmy jak bobry (a w sumie stare z nas już zgredy). Przez kilka miesięcy na samo wspomnienie ciekły nam łzy i nawet teraz po 9 miesiącach pisząc to mam mokre oczy ...). Kto nie kochał psa i go nie stracił (szczególnie przedwcześnie), ten będzie się śmiał ...i niech się śmieje... Przez chwilę w klinice zaświecił promyk nadziei - gdy w końcu tuż przed zamknięciem kliniki z cewnika zaczęły kapać kropelki, nasze szczęście nie miało granic. (było to w momencie gdy rozważaliśmy skrócenie mu cierpienia) Noc miał spędzić pod opieką veta w innej klinice oferującej nocny dyżur (niestety nie wpuszczali tam właścicieli). Ostatni widok to wstający po 13 godzinach faszerowania lekami pies liżący mnie po twarzy ... O 3.35 nad ranem jego serce przestało bić mimo reanimacji w klinice... Tak więc, proszę bez pouczania mnie, że chory pies też ma prawo do życia, bo nie mówimy tu po prostu o czymś co się zdarzyło w trakcie jego życia, ale o tym co z góry od początku wiadomo i co będzie tylko ciągiem wielu cierpień i skończy się przedwczesną śmiercią ... a jak to boli coś o tym wiem z autopsji... Przechodząc przez Tęczowy Most Beksa dał miejsce psu ze schroniska, który gnił tam od 15 miesięcy (i może gnił by nadal). Wabi się tak jak wygląda poniżej - Lump. W schronisku... [IMG]http://images28.fotosik.pl/83/1c169903efc82fb4.jpg[/IMG] A teraz ma dom i kochających państwa i wygląda trochę inaczej... [IMG]http://images29.fotosik.pl/182/37f1fc9363019bec.jpg[/IMG] I kochamy go równie mocno jak Beksę, mimo że ma nieuleczalnie chory układ przedsionkowy (u ludzi zwane chorobą Meniera) i co kilka tygodni tulimy go nie pozwalając na próby wstawania, w trakcie kilkunastominutowych napadów zbliżonych objawami do padaczki ... (kolejne miesiące badań i konsultacji w celu wykrycia co mu jest, bo ze schronu wydany jako "zdrowy" - a jak się okazało miał jeszcze anemię i w między czasie podejrzewano wadę serca - miał robione EKG. I nikt nie rozważał, żeby go uśpić, albo "zwrócić"...) P.S. Ile z Was żyło 1,5 roku ze świadomością, że każdy dzień może być ostatnim dniem waszego Przyjaciela??? Myślicie, że tak długi okres może "przygotować" na TĄ chwilę? Powiem Wam - NIE! NIE "przygotowuje"! Ile z Was zna już z widzenia większość uznanych wetów z okolicy... i powoli zaczyna używać swobodnie terminów typu "encefalopatia" itp...? "Smakowaliście" każdy dzień i staraliście się go zapamiętać, nie wiedząc ile ich jeszcze będzie? (aby to lepiej pamiętać mam ponad 10 GB zdjęć Beksy...) TO jest życie z chorym psem, więc proszę nie traktujcie tego lekko ... (znajdziemy śmiertelnie choremu szczeniakowi dom i mamy "czyste sumienie"... Wy tak.. A co ze szczeniakiem wożonym po vetach? A co z rozterkami właścicieli - czy my go jeszcze leczymy, czy już tylko męczymy ...) Tu nie ma wyboru typu "dobrze"/"źle" tu się co najwyżej starannie waży "mniejsze zło"... P.S.2 A jak ktoś chce wiedzieć coś więcej jak się żyje u nas Lumpowi to może zajrzeć tutaj: [URL]http://www.dogomania.pl/forum/showthread.php?p=9768703#post9768703[/URL] Quote
leepa Posted April 26, 2008 Author Posted April 26, 2008 Nie sposób zaprzeczyć, że ta historia jest wzruszająca. Ale sam powiedz, gdybyś wiedział od razu jak to się skończy- wziął byś od razu schroniskowego, czy może znów przedłużałbyś życie poprzedniemu psiakowi? Ja myślę, że warto przedłużać życie, nawet przepełnione cierpieniem, bo życie i miłość właściciela to najcenniejsze co zwierzę ma. Choć dopiero urodzone szczenię z pewnością jest mniej świadome tego życia niż dorosły pies. Ale to trochę takie polemizowanie jak to czy aborcja jest dobra. Zawsze będą różne zdania, ciężki temat. A co sądzicie o chorobach nieuleczalnych, poważnych, ale które nie skazują psa na śmierć? Jedynie dostarczą więcej zmartwień właścicielowi(ew. operacje) i utrudnień psiakowi. Np. padaczka czy rozszczep podniebienia. Quote
Canaveral-staff Posted April 26, 2008 Posted April 26, 2008 Np. padaczka czy rozszczep podniebienia. ----------------------------------------------------------------------- co do rozszczepu mogę się wypowiedzieć bo miałam taki przypadek urodziło sie tylko jedno szczenię z rozszczepem decyzję o eutanazji podjęłam zaraz po urodzeniu maluszka ,zawiozłam do lecznicy ,muszę Wam powiedzieć ,że to co przeżyłam mam przed oczami do tej pory ,ponieważ maluszek był usypiany na moich oczach,wyłam jak bóbr :-(dobrą godzinę nie mogłam spokojnie prowadzić auta więc zatrzymałam się na parkingu leśnym i pochowałam oseska pomimo ,że był na świecie tylko 1,5 godziny ,przeżyłam to tak jakby odchodził juz odchowany:shake::shake::shake: ale uważam ,że podjęłam słuszną decyzję Quote
jefta Posted April 26, 2008 Posted April 26, 2008 [quote name='leepa'] Ja myślę, że warto przedłużać życie, nawet przepełnione cierpieniem, bo życie i miłość właściciela to najcenniejsze co zwierzę ma. [/quote] Ja uważam, że wręcz przeciwnie-nie mamy prawa skazywać zwierzęcia na cierpienie. A znaczenia dla psa miłości właściciela nie rozważajmy w kategoriach ludzkich. Quote
ttossa Posted April 26, 2008 Posted April 26, 2008 [quote name='jefta']Ja uważam, że wręcz przeciwnie-nie mamy prawa skazywać zwierzęcia na cierpienie. A znaczenia dla psa miłości właściciela nie rozważajmy w kategoriach ludzkich.[/quote] i ja podzielam to zdanie, jestem hodowcą i spodziewam sie pierwszego miotu i mając na uwadze jak moze wygladać los chorego psa - zdecuduję sie na pewno na uspienie szczenięcia jak bedzie miał wady , uwazam ,że zmuszanie takiego psa do zycia , szukanie mu na siłę domu i w sumie wciskanie problemu innym - hmmmm to jest fatalne. Sama mam 3 psy adoptowane w tym jeden cięzko chory na cukrzycę,ślepotę . Tragedia !!! Są dobre dni ale sa tez tragiczne, pies sam nie wie co sie z nim dzieje, tak jak wczoraj - słabszy dzień , zasikany cały dom - pies zagubiony. Nie wspomne o ogromnych kosztach , leki , karma .No ale to choroba nabyta - i trzeba suni dać szanse pożyć jeszcze trochę , ale jak bym wiedziała ze moje szczenię ma wrodzone wady - nie ma sensu skazywac go na takie życie - a w schronach tyle zdrowych psów [SIZE=3][B]UMIERA!!! [/B]i tyle zdrowych szczeniaków czeka na domy ! jakby każdy z nas adoptował tylko zdrowego psa - i tak schrony były by pełne - a gdzie tu jeszcze dodawac tam te chore :shake: [/SIZE] Quote
M@d Posted April 26, 2008 Posted April 26, 2008 Leepa odpowiem ci tak: Ponieważ Beksa odczuwał tylko pewien dyskomfort związany ze swą chorobą, ale nie cierpiał, był wesoły, skory do zabawy i radosny, więc walczyliśmy o każdy dzień jego życia. Ostatniego dnia byliśmy bliscy jego uśpienia, ale ponieważ pojawiła się szansa, daliśmy sobie i jemu jeszcze 24 godziny -tak ustaliliśmy. Natura sama jednak przerwała pasmo jego życia... Gdyby jednak było inaczej i widać było by że cierpi, a my mieli byśmy kosztem jego cierpień (np. miałby raka) odsuwać tylko nieuniknione dla własnego egoizmu, to nie wahali byśmy się ani chwili ! Pies nie rozumie, że "dla jego dobra" np. ktoś kilka razy w roku wycina go po kawałku, kłuje i faszeruje chemią ... To nie jest życie dla psa... Jeżeli od początku wiesz,że przez np. 3 lata będzie trzeba psa ciąć, kłuć i faszerować chemią, a potem uśpić, to jaki jest tego sens? Są ludzie, dla których pies nic nie znaczy, zdechnie, ok, kupią nowego, ale tacy ludzie nie wezmą chorego szczeniaka. Wezmą go tacy, dla których wraz ze śmiercią psa umiera kawałek ich samych... Myśmy "umierali" po kawałku przez 1,5 roku przy każdym obiedzie, gdy my jedliśmy mięso, a on podbiegał, robił siad i prosił łapką, a myśmy nie mogli mu dać ani kawałka (białko). "Umieraliśmy" przy śniadaniu gdy jedliśmy ser, który tak lubił, a on nie dostał ani kawałka (przez 3,5 roku dostawał i nie rozumiał czemu teraz nie dostaje), "umieraliśmy" przy kolacji jedząc jogurt (który uwielbiał) a on czekał i prosił oczkami, żeby mu jak zwykle choć parę łyżeczek zostawić... Czasem chcąc zjeść coś co on lubił a nie mógł jeść, wyczekiwaliśmy, aż drugie pójdzie z nim na spacer by w pośpiechu po kryjomu zjeść, nie robiąc mu przykrości ... Jak nie wiesz jak to boli, to zrób sobie przez tydzień eksperyment : Przestaw psa na samą kasze i warzywa, a sama zjadaj na jego oczach wszystko co on lubi i nie dawaj mu ani okruszka! Patrz w jego błagające oczy i bądź twarda. Nie ulegnij proszącej łapce, ani pełnemu skargi skowytowi, gdy znowu zjadłaś nic mu nie dając... A jak skończy sie ten tydzień, to pomyśl sobie że ktoś przeżywał to prawie 80 razy dłużej... Nie wspomnę już o niesieniu wyrywającego sie psa po raz kolejny do kliniki,albo patrzenia w budzące się po kolejnej narkozie ślepia psa ubranego w "abażur", który niemo pyta: - "Czemu mi to robisz? Co ja ci zawiniłem? Przecież byłem grzeczny!! ZA CO??" UPDATE: Jeżeli nadal Cię to nie przekonuje, to z pełna świadomością brutalności tego co powiem, mówię : Zostaw sobie sama takie chore szczeniaki. Przeżyj patrzenie im w o czy podczas miesięcy terapii, a potem uśpij, albo patrz jak przedwcześnie umierają w "kwiecie wieku"... A potem pogadamy jeszcze raz. I powiem więcej! Zawsze będę walczył o każdy dzień każdego mojego psa, który zachoruje, ale nigdy nie będę walczył o kolejną nawet godzinę jeżeli będzie bardzo cierpiał - bez szans na wyleczenie i ustanie cierpienia! (tak postrzegam swoją powinność i obowiązek wobec powierzonej mej opiece istoty, która sama o sobie decydować nie może) I jeszcze jedno! Jeszce brutalniej... Mogę dać dom psu który już swoje przeżył i zachorował, ale NIGDY nie wezmę szczeniak, o którym z góry wiadomo, że ma przed sobą tylko cierpienie a potem przedwczesną śmierć! To nie kwestia "kosztów", ani "kłopotu" - po prostu zbyt wiele już we mnie "umarło" aby z pełną premedytacją skazywać na to psa i siebie... Wolę dać radość i miłość jakiemuś nieszczęśnikowi ze schroniska, któremu okrutny los zawalił na łeb cały świat... Takie jest MOJE zdanie, ale kto inny może mieć inne. Nie zamierzam nikogo do niczego namawiać. Nie jest też moją intencją niczyich poglądów oceniać. Chce tylko być dobrze zrozumiany. Ja za swoje poglądy biorę na siebie odpowiedzialność i konsekwencje. Jeżeli zdecyduję że psa trzeba uśpić, to sam go zawiozę do kliniki, będę patrzył w gasnące ślepia i trzymał za łapkę, a nie oddam innym np. do schroniska, żeby zrobili to za mnie. I uważam, że jak ktoś ma odmienny pogląd na sprawę, (a ma do tego pełne prawo) to sam powinien opiekować się śmiertelnie chorym szczeniakiem aż do jego śmierci. I jeszcze jedno - gdybym wiedział, że Beksa tej nocy nie przeżyje, to kazał bym go uśpić, aby ostatnie co widzi byli jego kochani państwo, a nie obcy lekarze w obcej klinice... Tego wiedzieć nie moglem, była szansa, ale żal pozostał... Quote
oktawia6 Posted April 26, 2008 Posted April 26, 2008 Ciekawy wątek. mądre wypowiedzi ludzi doświadczonych-a leppa po prostu nie wie co mówi. [EMAIL="M@d"]M@d[/EMAIL], jefta, tosa-przechodzili to-mnie czeka to również-mam świadomośc-świadomość mam ale nie jestem przygotowana-to 1 odrębne tory. kiedyś nie zapomnę tego-byłam w klinice na Gagarina, w klatce leżał duży pies Owczarkowaty, wyglądał jak po doświadczeniach neurologicznych: basowo wył-dudnił, to wycie jak nie wycie-taki mamrot, bez kontatku, głowa na bok przekrzywiona co chwila zarzucał nią, oczy rozbiegane, chciał się podnieść i nie mógł, miał wemflon, robił pod siebie, potrząsał głową-spytałam weterynarza co jest temu psu co zabestia go porzuciła (są tam leczone i bezdomne) usłysałam: po ciężki porażeniu-rokowanie zerowe, następne pytanie: "jak możecie dopuszczać do tego by pies nie został humanitarnie uśpiony! jest w agonii!:angryy:" byłam wściekła-wet powiedział "właściciel się nie zgadza" - wyszłam....to był koszmar.....na drugi dzień dowiedziałam się, że pies nie nie nazwę tego "odszedł, zmarł" zdechł agonia trwała do rana, potem zalany pianą na pysku i w odchodach padł. Quote
Guest Mrzewinska Posted April 27, 2008 Posted April 27, 2008 Znajomi usiłowali uratować szczeniaka, który urodzil sie z rozszczepem podniebienia. Natychmiastowa operacja, dokarmianie, dogrzewanie, szczenię cierpiało, piszczalo, chudlo i zeszlo mimo wszelkich usilowań po tygodniu. Suka matka wiedziala lepiej - gdy to szczenie urodzilo sie, odtrącila je, nie wylizywala, gdy na sile podstawiano, chciala wziać na lamacze, zabić. Miała rację. Gdyby decyzje zostawiono jej, szczenie nie obudziłoby sie do cierpień. Żadnemu z moich psów nie pozwolę meczyć sie w nieuleczalnej chorobie. Zofia Quote
ayshe Posted April 27, 2008 Posted April 27, 2008 [quote name='jefta']Ja uważam, że wręcz przeciwnie-nie mamy prawa skazywać zwierzęcia na cierpienie. A znaczenia dla psa miłości właściciela nie rozważajmy w kategoriach ludzkich.[/quote]popieram absolutnie.sama bedac hodowcom usypialam szczenieta z wadami polletalnymi.to usypiianie to "koszt"hodowcy,ktory biore pod uwage decydujac na powolanei zycia. Quote
PALATINA Posted April 27, 2008 Posted April 27, 2008 Łatwo się mówi - a przeciez tej choroby może nie być widać na pierwszy rzut oka lub mogą być problemy z diagnostyką... Albo może to być taka wrodzona wada serca jak u mojej suki. Dało się ją zdiagnozować w echo. Nieuleczalna. Wet nie dawał szczenieciu szans na życie, a pies żyje. Już 5,5 roku i to bez żadnych objawów (choć w badaniach serce wyglada tragicznie i każdego dnia sie boje, że może nagle wszystko sie skończy...). Życie jest okroponie skomplikowane. Ale oczywiscie popieram usypianie zwierzat nieuleczalnie chorych! ...choć też rozumiem, ze niektórzy hodowcy (nie mówie tu tylko o psach) chca o takie walczyć aż do ostatniej chwili. Rozumiem, choc ja bym nie walczyła. Quote
xxxx52 Posted April 27, 2008 Posted April 27, 2008 moim zdaniem usypiac sie powinno np.w schroniskach wszystkie slepe mioty z wiadomych przyczyn,ale gdy maja psiaki oczki otwarte to juz nie wg.mnie hodowca powinien usypiac pieski ,ktore sa chore na nieuleczalna chorobe,cierpiace (nie widze podstaw do usypiania psiakow z wada wzroku czy wada lapek)ale te pieski nalezaloby wycofac z dalszej hodowli i powinny byc po 12 tygodniach przekazany organizacjom ochrony zwierzat do adopcji.takie psiaki sa w moich oczach zdrowe o brak wzroku,czy sluchu ,nie utrudnia mu absolutnie funkcjonowac.Sama mam pieska z hodowli ,wykupilam ja w wieku 6 lat,jest b.chora .Hodowca ja w tym ciezkim stanie jeszcze pokrywal.Planowal ja uspic ,gyz stwierdzil ,ze to zaden interes ,gdyz jednego szczeniaka tylko rodzi:mad::mad:U mnie zyje ,jest szczesliwa . Quote
leepa Posted April 27, 2008 Author Posted April 27, 2008 I już lincz na mnie. Rozpoczynając tą dyskusje nie miałam na celu powiedzenia: wy jesteście be bo zabijacie, albo jesteście be bo tego nie robicie. Chcę poznać wasze zdanie i ewentualnie skłonić do spojrzenia na problem z drugiej strony. Mówienie że jestem niedoświadczona i nie wiem co mówię jest żałosne kiedy pada z ust osoby, która mnie nie zna. A może przeżyłam coś gorszego tylko o tym nie mówię? I tutaj proszę nie nadinterpretować znowu że mówię że przeżyłam. To nie ma znaczenia. Rozważamy za i przeciw, a przekonanie kogokolwiek do swojego zdania w tak trudnym temacie nie ma sensu, nie da efektu. Sprawa sumienia i konkretnego przypadku. Nie mówię o rozważaniu czegokolwiek co psie w kategoriach ludzkich, to mija się z celem. Pies to pies. Ale czy jest coś dla psa cenniejszego niż miłość opiekuna? Wydaje mi się, że jeśli zwierzę ma wolę przetrwania, walczy o to życie to nie mamy prawa mu jego odbierać. Jeśli zwierzę nie ma siły to się zwyczajnie poddaje. Kolejnym aspektem jest moment kiedy pies traci świadomość a cierpi. Tu chyba decyzja właściciela jest najtrudniejsza. Nie wiadomo czy to przejdzie, pewnie nie... ale kto wie. Miałam zwierzę chore na raka. Mogłam uśpić od razu kiedy się dowiedziałam- nie cierpiałoby. Uśpiłam jednak kiedy prężyło się, wierciło z bólu i nie było świadome. Nie wiem czy zrobiłam dobrze, ale zrobiłabym to chyba jeszcze raz. Tak rozmawiamy o zwierzętach, które są skazana na umieranie w męczarniach. Zadałam jednak pytanie- co z tymi, które skazane będą na szczególną opiekę, ewentualne operacje ułatwiające życie i więcej problemów. Co o tym sądzicie? No chociażby pies bez tylnych nóżek. Quote
xxxx52 Posted April 27, 2008 Posted April 27, 2008 psy sie usypia ,zeby ukrucic cierpienie,a nie wolno usypiac bo pies jest stary ,chory mogacy zyc wspierany medykamentami,psy kalekie niewidome.Czyni sie ,gdyz stary po co jak mozna za pare groszy kupic szczeniaka:mad:chory -kosztuje:mad:kaleki -wstyd,hodowca ne sprzeda i nie ma kasy za psa:mad:kaleki nie psuje do nowego auta,ladnego mieszkania tj kwiatek do kozuszka Quote
jefta Posted April 27, 2008 Posted April 27, 2008 Jest taki dokument Międzynarodowej Federacji Jeździeckiej, napisany naprawdę z sensem. Reguluje podobne zagadnienia z jakimi spotykamy się w hodowli psów. O eutanazji mówi tak: [QUOTE]Jeśli kontuzja lub inna przyczyna spowoduje, że koń musi być uśpiony przez lekarza weterynarii należy to zrobić najszybciej jak to jest tylko możliwe, w najbardziej humanitarny sposób aby ograniczyć cierpienie zwierzęcia.[/QUOTE] całość warta przeczytania: [url]http://www.konie-zabrze.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=55[/url] Moje doświadczenia (wprawdzie z końmi nie z psami, ale to podobne) :-( 1. Klacz odebrana nieodpowiednim właścicielom przez Fundację. Zaawansowane COPD (Przewlekła obturacyjna choroba płuc), koń się dusi nawrotowo, w czasie ataków nie je. Sytuacja twa dwa lata, koń szkielet, nafaszerowany sterydami, ataki są coraz częstsze, aż w końcu przechodzą płynnie z jednego w drugi. Koń się dusi już bez chwili wytchnienia. Charczy jak traktor, ale nie ma nikogo kompetentnego żeby podjąć decyzję. Kochający właściciel by temu koniowi gołymi rękami kark skręcił, patrząc w te cierpiące oczy. Oby do zimy tłumaczą przedstawiciele fundacji (w zimie jest mniej alergenów). Jest lipiec-sianokosy. Koszmar. W nocy jest kolejne nasilenie. Koń umarł w kilka godzin w strasznych mękach :-( 2. Państwowa stadnina na północy polski przyjmuje prywatną zaźrebioną klacz na odchów. USG wykazuje ciążę mnogą, lekarz proponuje aborcję. Młoda dziewczyna, właścicielka się nie zgadza-będą bliźniaczki, będzie kolorowo, cukierkowo. Jeden źrebak rodzi się martwy drugi ledwo ciepły. Nie wstaje, przykurcze, rzęzi, cierpi. Dziewczyna histeryzuje i nie pozwala go uśpić. Tłumaczy to szansą, miłością... W trzeciej dobie nad konikiem lituje się dyrektor stadniny-strzela mu między uszy :-( Quote
bonsai_88 Posted April 27, 2008 Posted April 27, 2008 W 2 przypadku wg. mnie więcej serca okazał dyrektor stadniny. Ja też jestem za usypianiem NIEULECZALNIE chorych szczeniaków, dla których życie to byłaby męczarnia... ba, w takim wypadku lepiej jest uśpić nawet dorosłego psa, który zachorował niż żeby się męczył resztę życia. Sama niedawno stanęłam przed czymś takim i uśpiłam mojego ukochanego psiaka dla jego dobra. Quote
jefta Posted April 27, 2008 Posted April 27, 2008 [quote name='leepa'] Nie mówię o rozważaniu czegokolwiek co psie w kategoriach ludzkich, to mija się z celem. Pies to pies. Ale czy jest coś dla psa cenniejszego niż miłość opiekuna? [/quote] Myślę, że miłość opiekuna jest dużo ważniejsza dla opiekuna niż psa. Choć tu są duże różnice osobnicze i rasowe. Miłość przypominam, jest pojęciem abstrakcyjnym a psy zdolności abstrakcyjnego myślenia nie posiadają niezależnie od tego jak bardzo chcemy je uczłowieczyć [quote name='leepa'] Tak rozmawiamy o zwierzętach, które są skazana na umieranie w męczarniach. Zadałam jednak pytanie- co z tymi, które skazane będą na szczególną opiekę, ewentualne operacje ułatwiające życie i więcej problemów. Co o tym sądzicie? No chociażby pies bez tylnych nóżek.[/quote]Myślę, że w przypadku tak poważnego zaburzenia organogenezy uśpiłabym noworodka. A właściwie nie zabraniałabym suce go zagryźć przed pierwszym oddechem. Nawet jeśli istnieje 0,5% szansy, że brak nóżek jest jedyną jego wadą Quote
agnieszkal2 Posted April 27, 2008 Posted April 27, 2008 Witam!Mój ukochany,nieżyjący już 16-letni pies przeleżal ostatnie pół roku w pampersach-miał zanik mięśni,nie widział i nie słyszał...powiem Wam szczerze - gdybym cofnęła się w czasie ,nie uśpiłabym go...Opieka nad nim była męcząca, ale kiedy wracałam późno do domu z pracy, wszyscy spali,zgadnijcie,co się działo...:)Jak to pierwszy raz usłyszałam ,nie mogłam uwierzyć... Tuż po wejściu do domu było słychać jakiś hałas. To był...jego ogon walący w podłogę,bo pańcia wróciła:loveu:Choć nie mógł się poruszać,z całej siły machał nim...ufnie przytulał się do nas do ostatniej chwili..zmarł we śnie.Ale bardzo chciał żyć i nie uważam,że lepiej było go uśpić...Ale wiadomo,że są choroby,które powodują olbrzymie cierpienie i uśpienie je skróci...Jednak takie,jak brak nóżki, czy,tak jak u mojego,osłabienie i niemożność chodzenia,to choroby bardziej uciążliwe dla opiekuna niż dla psa... Quote
M@d Posted April 27, 2008 Posted April 27, 2008 Jak pisałem, - JA nie oceniam. W ogóle to proponuję przyjąć zasadę [B]"atakujemy" poglądy, ale nie osobę[/B] - bo temat rodzi emocje, a nie chodzi o zrobienie "zadymy" tylko o wymianę poglądów. Ponadto mówimy o wrodzonej POWAŻNEJ chorobie, a nie o czymś co się dzieje psu po latach. Nie mówimy też np. o chorobie serca, której wbrew wynikom pies nie odczuwa, a przynajmniej nie cierpi! [B]Zdefiniujmy problem - rozpatrujemy WYŁĄCZNIE sytuacje gdy szczeniak od urodzenia cierpi na POWAŻNĄ chorobę związaną z licznymi zabiegami i odczuwaną przez szczeniaka jako cierpienia, która z założenia spowoduje przedwczesną śmierć.[/B] Co zaś do raka, to wbrew pozorom bywają gorsze choroby z punktu widzenia moralnych rozterek w wyborze momentu uśpienia. Beksa miał kilka załamań przy których rzygał krwią, miał krew w odchodach, "lał się" przez ręce, lekarze kiwali głowami i przygotowywali nas na najgorsze, a 2 tygodnie później biegał jak gdyby nic się nie stało! - [I]Z dokumentacji medycznej Beksy (wymiotowanie krwią), paczka papierosów położona w celu uzyskania skali. Kto ma słaby żołądek, ten niech nie ogląda...[/I] [URL]http://images34.fotosik.pl/232/c3aae2a0948ccf9bmed.jpg[/URL] Tak więc kilka razy go już żegnaliśmy, a on "dawał radę" i dlatego za ostatnim razem mieliśmy po raz kolejny szarpiący nerwy dylemat... Przy raku wiesz [B]mniej więcej[/B] czego się spodziewać i wiesz, że np. 5 lat jeszcze nie pożyje i wiesz kiedy zaczyna cierpieć i że od pewnego momentu raczej już nie będzie lepiej ... A w przypadku Beksy nie było oznak stałego pogorszenia po prostu w czwartek poczuł się trochę gorzej (jak już parę razy wcześniej) był u weta, zrobiono badania, dostał lekarstwa, nie wyglądało to groźnie. W piątek rano pojechał badania i na umówiona kroplówkę. (w sumie trwało to ponad 5 godzin podczas których głaskałem go i trzymałem za łapę) Po kroplówce wrócił do domu, a po 2 godzinach był nieprzytomny! Resztę wieczoru spędził w klinice, a nad ranem już nie żył! Na co dzień jedyną widoczną oznaka choroby była utrata owłosienia. - Z dokumentacji medycznej Beksy - okresowe zdjęcie porównawcze stanu owłosienia. [IMG]http://images26.fotosik.pl/203/3572bb127bb24217med.jpg[/IMG] Ponadto przy np. raku na kilka razy dziennie nie musisz znosić sytuacji których pies nie rozumie. [I]- Beksa prosi o kawałek tosta z serem, którego dać mu nie możemy... [IMG]http://images30.fotosik.pl/203/bc7d0f91b5863657.jpg[/IMG] [/I]I dlatego nie mówię żeby z byle powodu uśpić szczeniaka, albo psa który zachorował. Mówię tylko że w określonych CIĘŻKICH przypadkach nie doprowadzać do "mnożenia" nieszczęścia". A co do miłości właściciela, to musi być ona "odpowiedzialna" tak aby nie przeradzała się w egoizm ... [I] - Chorego i łysego psa też kochaliśmy... [IMG]http://images33.fotosik.pl/232/e75d76af65703b27med.jpg[/IMG] [/I]Ale dlatego ze go kochaliśmy, byliśmy gotowi go "zabić" w momencie gdybyśmy stwierdzili, że dalsze leczenie będzie już tylko służyło naszemu "komfortowi psychicznemu" i odsuwaniu chwili jego śmierci, kosztem jego cierpienia ... Quote
Recommended Posts
Join the conversation
You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.