Jump to content
Dogomania

Recommended Posts

Posted

Dzięki tym "wymysłom" takie koty mają szanse na życie. Nie każdy chyba zdaje sobie sprawę jak wygląda życie z kotem, który nie kontroluje swoich potrzeb a przy tym chce być normalnym kotem. Chce leżeć w łóżku, na fotelu, chodzi po dywanie itp. ... a mocz cały czas z niego wycieka :( Są różne "wersje" nie kontrolowania zwieraczy. Nie które koty popuszczają dopiero w momencie jak pęcherz jest pełny. To jest wersja optymistyczna, bo wystarczy kota systematycznie odsikiwać i problem w zasadzie się rozwiązuje. Są jednak koty, które cały czas "przeciekają". Jest to na pewno dla nich zdrowsza wersja, bo mocz nie zalega w pęcherzu, ale o wiele bardziej uciążliwa dla opiekunów. Nie wiem, kto dałby radę funkcjonować z takim kotem bez zakładania mu pieluchy. Pielucha pomimo pewnego dyskomfortu dla kota (chociaż raczej jest to problem początkowy, bo potem koty świetnie sobie z tym radzą), wchłania mocz (a przynajmniej zdecydowaną jego większość), który inaczej ściekał by kotu po łapkach, brzuszku kiedy leży i powoduje w ten sposób podrażnienia :( 

Posted

Adrio, ja nie pisałam o pieluszce - i wcale to a wcale się złośliwie nie podśmiewam, bo doskonale sobie zdaję sprawę jak takie wynalazki ułatwiają życie i opiekunom i samym zwierzakom (sama miałam pieluchowaną sunię) - pisałam o wynalazku pt. gumka - tu widać jeszcze bardziej jak potrzeba jest matką wynalazku :)

  • Upvote 1
Posted

Nutusiu,nikt kto Cię zna ,albo chociaż śledzi wątki na dogo,nie może Cię podejrzewać o złośliwość czy kpiny.

Czasami słowo pisane nie oddaje prawdziwego sensu k,ODQwNjkzOTQsNTExOTQwOTQ=,f,033_dU_orig

Ciekawe jak tam nasza Jagusia.

Pewnie uporała się już ze wszystkimi paczuszkami.

Pozdrowionka dla zwierzaczków wszelakiego gatunku i ich pańci.

Posted

Dziękuję, Grażynko! :) O tak, o zmiatającej wszystko, co dobre sile słowa pisanego dane mi było się przekonać parę lat temu. Najgorsze w tym było to, że ktoś, kto mnie znał przez wiele, wiele lat, z kim przysłowiową beczkę soli zjadłam, w ogóle dopuścił do siebie myśl, że celowo i z premedytacją chciałam mu zrobić przykrość :(

 

Jaguska - z tego, co wiem - już kończy ogarnianie bazarkowych paczuszek i zamierza się zabrać za... przygotowania świąteczne :)

Posted

Zaglądam do zwierzakowa :)

Mam nadzieję, że jeże są grzeczne i miłe, a Pako ładnie zdrowieje :)

Najlepszy byłby pampers samoprzywierający do kota i nie spadający z kota :)

Oby takie się kiedyś pojawiły i były Taniutkie :)

Pozdrawiam serdecznie wszystkich wątkowiczów.

Posted

Jestem, jestem, jutro już będę miała więcej luzu, skrobnę trochę więcej a i fotki się znajdą, ale dzisiaj musiałam wejść żeby Wam napisać co mi się przytrafiło. Teraz, może z pół godziny temu, byłam na spacerze z psami, tak jak zawsze Yoshi i Ziutka luzem a Jeżynka i Psotka na uwięzi, smycze mam z bazarku, takie fajne, mocne i długie, po 180cm, karabińczyki mają z obydwu stron ale...........w różowej jeden karabińczyk jest felerny, ma słabą sprężynkę, więc jak zapinam to sprawdzam czy tym mocniejszym przypinam do szelek. Chodzimy po trawce, ja sobie podśpiewuję, ciemno jak w..., bo ani gwiazd ani księżyca nie ma, tylko Aleksandra zaczyna coraz mocniej wiać, Psotka biegnie przede mną, Jeżynka truchta za mną cały czas, po chwili mnie zastanowiło dlaczego ta Jeżynka ciągle z tyłu idzie skoro zawsze biega jak zwariowana, oglądam się, a ja sobie chodzę i ciągam za sobą pustą smycz. Struchlałam, ciemno "choć oko wykol", Jeżyna też ciemna jest, szybko zaprowadziłam psiaki do domu i dalej szukać suni. Ze strachu to prawie nie żyłam jak sobie przypomniałam co mi ostatnio Psotka wywinęła, nawołuję najsłodszym głosem jaki mogę wydać z siebie, spokojnym i ciepłym a w środku panika mnie zżera, nagle z ciemności truchcikiem biegnie do mnie ciemny tobołek na krótkich nóżkach, moja wielkogłowa, rozdarta, mała kluseczka, stutonowy kamień spadł mi z serca, nie życzę nikomu zgubić psa w nocy. A swoja drogą to super musiałam wyglądać, podśpiewująca baba ciągnąca za sobą pustą smycz, prosto z psychiatryka. jedno co mnie cieszy to to, że być może niedługo Jeżynka będzie mogła pobiegać luzem, skoro reaguje na zawołanie i przychodzi :-) Szalony jest z niej pies, nadal szczeka jak opętana, nawet jak śpi to też szczeka, ale wredota skradła mi serce.

Dobrej nocy wszystkim życzę.   

Posted

Uffff,straszna przygoda.

Nie mniej opisany widoczek pańci śpiewającej z pustą smyczą rozśmieszył mnie troszkę.

Ja też miałam kilka przygód wszystkie z moją poprzednią niufeczką.

Raz na spacerze w lesie /zawsze luzem chodziła/poszła mi w las za danielami.

Zima ,mróz trzaskający a ja godzinę po lesie chodziłam i nawoływałam ją.

Nastęonym razem z ogrodu nie wiem w jaki sposób przeszła na przód domku.

Brama była otwarta/mąż zadzwonił,że już jedzie/i też w las poszła.

Razem 2 godziny jej szukaliśmy.

Jeszcze kilka takich przypadków było ,zawsze w las uciekała.

Posted

Oj, nie lubię ja takich emocji, nie lubię!!!! Naszym psom się zdarza nawiać, ale na szczęście jak tylko dobiegnę do ulicy, udaje mi się je spacyfikować i zaciągnąć do domu.

Ale 2 przypadki niefajne w życiu miałam. Raz - jeszcze w Warszawie - mąż mój własny "zgubił" na spacerze naszą boksię Nutkę. Dwie doby jej szukaliśmy - odnalazła się dzięki ogłoszeniu w radiu. Dwie najgorsze doby w moim życiu!!!!

A drugi raz - już mieszkaliśmy na wsi - wybraliśmy się do lasu z naszym onkochartem Oskarem po... jemiołę (bo pani nauczycielka uznała, że skoro Tomuś na wsi mieszka, to przecież może przynieść). Psa mieliśmy na smyczy, ale pod jedynym drzewem, gdzie jemioła była na wysokości takiej, że były szanse na jej pozyskanie, odpięliśmy psa, by smyczy użyć do przyciągnięcia gałęzi. A potem się obejrzeliśmy i psa już nie było! Szukaliśmy go 3 godziny, zaczęło się ściemniać, wjechaliśmy w las (puszcza - park narodowy) samochodem i nagle wyłonił się leśniczy. Powiedzieliśmy, że zapłacimy każdy mandat, ale musieliśmy wjechać, bo psa szukamy. A on nam na to, że mandatu nam nie da, ale żebyśmy sp...li z lasu, bo się ściemnia, a kłusownicy nie patrzą, tylko strzelają do wszystkiego, co się rusza. Cóż było robić, objechaliśmy jeszcze okoliczne wioski, pukaliśmy do domów, zostawialiśmy nr telefonu na wypadek, gdyby się pies przybłąkał, żeby go nie przepędzać, tylko zamknąć i dzwonić do nas. Wróciliśmy do domu, ale furtkę zostawiliśmy na wszelki wypadek otwartą. Ja cały czas w uszach miałam zdanie leśniczego o strzelających na oślep kłusownikach... Zdjęłam przemoczone ubranie, zrobiłam sobie gorącej herbaty, usiadłam na kanapie i wtedy usłyszałam... pukanie do drzwi tarasowych, za którymi stał bardzo z siebie zadowolony Oskar :)

Posted

Uff dobrze, że wszystko się dobrze skończyło.

Ja mam niestety na koncie taką historię bez szczęśliwego zakończenia :-( Mieliśmy swego czasu labradora Bursztyna i buldożkę Imkę. Zdarzyło im się parę razy "pójść w las" bo Bursztyn był włóczykij (nie był wykastrowany, nie wiedzieliśmy jeszcze wtedy, że to się robi) a Imka szła wszędzie tam gdzie on ale zawsze szybko udawało się je odnaleźć w okolicy. Do czasu aż któregoś dnia wyszły przez niedomkniętą przez kogoś furtkę i słuch o nich zaginął. Pomimo poszukiwań zapadły się jak kamień w wodę. Imkę odnaleźliśmy po 9 miesiącach na zabitej dechami wsi w środku lasu u ludzi, którzy mocno plątali się w zeznaniach skąd ją mają. Bursztyna nigdy nie udało się odnaleźć.... :-(

Posted

Wydawało mi się, że pisałam o tym kiedyś na wątku "Twojej" Imci ;)

Niestety nasza Imka przegrała kilka lat później walkę z babeszjozą, Figusia jest jej "następczynią".

Posted

Takie sytuacje, rzeczywiście są okropne.

Dobrze jest, kiedy się dobrze kończą, ale kiedy psiak nie wróci, tak jak Bursztyn, to jest to bardzo smutna sytuacja.

Jak miałam lat naście, a było to ponad ćwierć wieku temu :) pojechałam na obóz harcerski.

Mieliśmy wtedy super psiaka z TOZ-u i moja Babcia wyszła z nim na spacer.

Pies żywo reagował na duże samochody.

I podczas spaceru wyrwał się mojej Babci i pobiegł za przejeżdżającym samochodem.

Nigdy psiaka nie znaleźliśmy, a taki kochany był i mądry...

Strasznie za nim tęskniliśmy...

Posted

Jeden jeżyk, ten najmniejszy :placz: , nie pomogło ani ogrzewanie termoforem ani karmienie convalescentem, smutno mi bardzo, jeszcze jeden jest taki malutki i o niego tez się boję, a trzeci jest łakomczuch żywotny i jest największy. Szkoda że nigdzie nie było dla nich miejsca, pewnie ktoś z praktyką w ratowaniu jeży uratował by tego malucha, bardzo mi smutno, jestem do "bani", z chęcią oddam te dwa pozostałe bo niechcący mogę je zamordować.

Posted

Za to Pakuś dla równowagi postanowił mnie pocieszyć, DZISIAJ WIELKI DZIEŃ!!! Pako po raz pierwszy zaliczył kontrolowany sik w kuwecie, słusznej wielkości, wyczekiwany sik, plamy na podkładach i podłodze w łazience są, ale wraz z dzisiejszym zdarzeniem zaświeciło się światełko w tunelu chat.gif

Posted

Jagusiu ,nie pisz tak.Jesteś wspaniała,przygarniasz,chcesz pomóc,starasz się.

Czasami nie dajemy rady.Pomoc zbyt późno przychodzi.Widocznie gdzieś tam jest zapisane kto i jak ma zyć.

tulam Cię kochana kobietko,za to wszystko co robisz.

Brawa dla Pakulca.Może to faktycznie światełko,że jeszcze troszeczkę i wszystko się naprawi.

Pozdrawiam.

Posted

Za to Pakuś dla równowagi postanowił mnie pocieszyć, DZISIAJ WIELKI DZIEŃ!!! Pako po raz pierwszy zaliczył kontrolowany sik w kuwecie, słusznej wielkości, wyczekiwany sik, plamy na podkładach i podłodze w łazience są, ale wraz z dzisiejszym zdarzeniem zaświeciło się światełko w tunelu chat.gif

 

Trzymam mocno kciuki za Pakusia, oby tak dalej.

Zdrowiej kociaku :)

Posted

Kochane jesteście divers2285.gif

Piję poranną kawę, oczywiście z syropem lawendowym bo w słoiku z dyniowym już dno zobaczyłam ;-)

Tak, maleńkie światełko dla Pakusia się zapaliło, co prawda cały czas tam gdzie leży robi się kałuża, ale ten kontrolowany sik baaardzo mnie ucieszył, tym bardziej że byłam tego świadkiem naocznym i nausznym, hmm...i sprzątającym ;-)

A z drugiej strony, to co się tu u mnie dzieje to jakieś chore zaczyna być, ja naprawdę boję się już wieczorem wychodzić z psami. Nigdy nie wiem co się za drzwiami czai. Jednego jeża dopiero co wykończyłam a już następny pod drzwiami czekał, prawie północ była, bo się trochę zasiedziałam wieczorem. Mały, 440gram, i do tego jeszcze ten największy nie chciał go przyjąć do klatki, był agresywny, wyskoczył z domku i turlał go ryjkiem po całej klatce, więc o północy musiałam kombinować jakieś zastępcze lokum dla nowego znaleziska, dostał flaszkę z ciepłą wodą, jedzenie, picie i papierowe ręczniki żeby się mógł w nich zakopać, dzisiaj muszę coś konkretniejszego mu zmajstrować.

Zastanawiam się, czy może one jednak dały by sobie radę na wolności??? Szkoda że pan G nie może ich przyjąć, zawiozła bym mu je z ogromną radością i miałyby większe szanse na przeżycie, bo u mnie to nie wiadomo jak się ich zimowa przygoda z człowiekiem skończy :nonono2:

Posted

Szkoda,że nie może przyjąć jeży,ale może udzieli informacji od jakiej wagi można jeżyki same na wolność wypuścić.

Wiem,że tu waga jest najważniejsza.Gdybyś miała jakąś wolną budkę  i pełno słomy napchała to może poszły by spać.

Jeśli tłuszczyku zgromadziły to jest o.k. ale jeśli są chudziutkie to nie przetrwają.

Buziaczki

P.S. u mnie w miętowym już dno widać :megagrin: i mam zamówienie na przyszły rok.

Różanego nikomu nawet nie pokazuję a lawendowy sama popijam tak z kawką jak i herbatką.

Posted

Doczytałam jeszcze na stronie jednej z fundacji projeżowych, że waga powinna wynosić od 700 do 800 gram.

My też zimujemy dwa jeże.

Jeden z nich od października waży ok.400 gram i ciągle go leczymy /jest tak bardzo zarobaczony, że wszystko zjadają robale, a nie jeż/, a drugi waży ponad 900 gram, ale w kale dalej są robale, więc dalej leczymy gościa.

Jeże trzymamy osobno, w kartonowych pudłach.

Niestety, chłopaki nie przepadają za sobą i dlatego mieszkają oddzielnie :)

Posted

Jaguska podałam ci namiar na panią Elę, ona jest z opolskiego, jest opiekunem jeży. Skontaktuj się z nią. Czasami nie wystarczy samo ogrzewanie, trzeba podać leki.

To jest Nela. Znalazłam ją w niedzielę 16 września, a w poniedziałek musiałam zawieźć syna do szpitala. Nela ważyła ok.150 gram, leżała na trawniku. Nie miałam większych doświadczeń.

100_0877.jpg

Nelkę na początku karmiłam strzykawką, potem tłukłam RC dla kociąt w moździerzu i mieszałam z convem i mlekiem rc dla szczeniąt. Nela nie przybierała na wadze. Byy problemy z utrzymaniem ciepłoty ciała. Mieliśmy z panem G odmienny pogląd, ja nie zamierzałam czekać. Pojechałam do lecznicy po leki i dawałam Nelce zastrzyki. Wypuściłam ją z wagą ok. 900 gram wiosną 2013 roku.

Shiro przyniósł mi kolega, jeż ważył 174 gramy, albinos. Miał ponad 100 kleszy, które wyciągałam mu przez pięć dni, tasiemca, capillarie, ropnie. Wyleczyłam i z wagą 618 gram pojechał do Kłodzka.

100_2649.jpg

100_2641.jpg


Pan Gara ma przepełnienie, pani Ela też.

Większość jeży ma pasożyty wewnętrzne i wewnętrzne.

Temu, który umarł życia nie wrócisz, ale może pomożesz innym. Musisz je zatrzymać do wiosny. Ja wszystkie odrobaczam, podaję osłonowo antybiotyki, sterydy, witaminy, probiotyki. Przed hibernacją nie podaje się leków. Trzeba odczekać.

  • Upvote 2

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...