Luppoinka Posted November 14, 2014 Posted November 14, 2014 Smutne... Niech Bazylek teraz bez cierpienia biega za TM [*] Quote
Elisabeta Posted November 14, 2014 Posted November 14, 2014 Bazylku, żegnaj. :( Czytałam... Napisałam tu może dwa razy... Bardzo lubiłam to miejsce na Dogo... Maciaszku, spotkasz się z Bazylem. Quote
kropi124 Posted November 14, 2014 Posted November 14, 2014 Nie nie nie.... Bazylku nigdy Cię nie poznałam, ale byłeś i będziesz takim cudownym psem.... Szczerze się popłakałam i pewnie będę jeszcze długo płakać za każdym razem jak wejdę tutaj. Maciaszku jestem z Tobą myślami i bólem... Z tym nie da sie od tak pogodzić, po prostu nie da. :-( Quote
soboz4 Posted November 14, 2014 Posted November 14, 2014 Bardzo mi przykro Kasiu, miał cudowne życie, bez żadnych przykrych zajść i to jest najważniejsze, kochał i był kochany. Wiem, że przez najbliższe miesiące nie będziesz umiała oglądać jego zdjęć, ale z czasem ból trochę przycichnie, gdybyś chciała pogadać, albo iść na spacer to napisz albo zadzwoń! Quote
ania shirley Posted November 14, 2014 Posted November 14, 2014 Maciaszku.... Wiem jak to boli. Bolało 16 lat. Nie mogłam mieć psa.. Innego. Bazyl był szczesliwy, kochany i Ciebie bardzo kochał. Quote
JOMA Posted November 14, 2014 Posted November 14, 2014 Miałam to szczęście poznać Bazylka osobiście, kilka lat temu. Jeszcze kilka miesięcy temu w okresie wakacyjnym odwiedził moje podwórko pachnące kotami. Tak mi przykro. Trzymaj się Maciaszku kochany i wróć do nas. Quote
Alicja Posted November 14, 2014 Posted November 14, 2014 Kasiu :-( .... tak bardzo mi przykro ... przytulam z całych sił i nie udało mi się już spotkać z Bazylkiem :-( a miało to dojść do skutku niebawem :sad: Nic już nie będzie takie samo ...tak bardzo będzie brak kopytek Bazylka :-( , rytuałów wylizywania garnka ...balkonowych fot i relacji z Waszych spacerów :sad: ... nic nie będzie takie samo , ale NIGDY nie zapomnimy BAZYLKA :candle: i wróć Kasiu do NAS Quote
kicia1616 Posted November 15, 2014 Posted November 15, 2014 trzymaj się, tylko tyle mogę zrobić choć to nic Ci nie pomoże w bólu po stracie Bazylka :( Quote
maciaszek Posted November 16, 2014 Author Posted November 16, 2014 Dziękuję Wam wszystkim. Bardzo! Za słowa ciepłe, za wspomnienia o Łosiu moim kochanym, za to że jesteście... Wczoraj pojechałam skremować mojego Przyjaciela, sierotką moją kochaną. Wybrałam Mu piękny "domek" i już na zawsze będzie ze mną. Ale tak bardzo bardzo za Nim tęsknię. Ten ból jest nie do wytrzymania. Jestem teraz u rodziców. Boję się wrócić do domu. Od odejścia Bazylka byłam tam tylko raz, na króciutką chwilę. Czekam na przyjazd TZta, wtedy może się odważę. Ale wiem jak to cholernie będzie bolało. Tam wszędzie jest i jeszcze długo będzie pełno Bazyla :( Quote
Jasza Posted November 16, 2014 Posted November 16, 2014 Maciaszku, gdybym tylko mogła Ci jakoś pomóc... Niech TZ szybko wraca. Trzymaj się mocno i nie poddawaj. I wracaj. Quote
maciaszek Posted November 16, 2014 Author Posted November 16, 2014 Trzymam się jakoś, wspomagana lekami. Siedzę, czytam, myślę, próbuję zrozumieć - co właściwie się stało, dlaczego raz było lepiej raz gorzej, dlaczego niektóre objawy nie pasowały do tego, co zdiagnozowali weci? A może Bazylek już wcześniej zaczął chorować? Może to był nowotwór? Może jelita ze starości przestawały pracować (są ku temu różne przesłanki)? Może i tak by odszedł? Tylko dlaczego musiał chorować przez prawie 3 doby, być może przy tym cierpiąc? Ta myśl nie daje mi spokoju - czy Go bolało? Nie potrafię się pogodzić z tym, że tak mogło być, a ja na to pozwoliłam... Zastanawiam się czy coś jeszcze mogłam zrobić. Czy stres i zmęczenie mnie nie zaćmiły, że nie nie zadałam jakichś pytań, nie wymusiłam jakichś dodatkowych badań. Może dało się jakoś Maleńkiemu pomóc? I albo Go uratować albo wcześniej skrócić Jego dyskomfort. Strasznie to wszystko trudne, ciężkie. A najbardziej to, że tak bardzo bardzo za Nim tęsknie... Tak BARDZO Go kochałam... :( :( :( Quote
kropi124 Posted November 16, 2014 Posted November 16, 2014 Wiesz..... nie śpiesz się, Twoje serce wie najlepiej kiedy będzie czas się z tym uporać. On jest, może w innej postaci jakiej byśmy chcieli, ale jest i będzie zawsze przy Tobie :glaszcze: Quote
kropi124 Posted November 16, 2014 Posted November 16, 2014 Wiesz..... nie śpiesz się, Twoje serce wie najlepiej kiedy będzie czas się z tym uporać. On jest, może w innej postaci jakiej byśmy chcieli, ale jest i będzie zawsze przy Tobie :glaszcze: Quote
kropi124 Posted November 16, 2014 Posted November 16, 2014 oj nie wiem coś się za dużo napisało :( Quote
Elisabeta Posted November 16, 2014 Posted November 16, 2014 Maciaszku, kochałaś Bazyla i to jest teraz najważniejsze... Po odejściu Bliskiego zawsze sobie coś wyrzucamy.... Mogliśmy lepiej, szybciej. Cierpienie jest wpisane w każde życie. A nasze zwierzęta potrafią ukrywac ból. Dla nas?... Najważniejsze, że Bazyl już tego bólu odchodzenia nie pamięta. On jest teraz TAM i czeka... Poczeka dłuuugo, ale na szczęście TAM czasu nie ma. To my odliczamy. Za jakiś czas przyjdą piękne wspomnienia... Teraz bardzo boli, bo musi. Bo kochałaś. Quote
3 x Posted November 16, 2014 Posted November 16, 2014 Kasiu, strasznie ogromnie mi przykro i chyba nic więcej nei dam rady napisać kutwa, nie cierpię netowych przytulanek ale nic więcej zrobić nei mogę :/ trzymaj się ciepło , jakoś będzie bo jakoś być musi ! Quote
ania shirley Posted November 16, 2014 Posted November 16, 2014 To nieprawda ze z czasem boli mniej. Z czasem się do bólu przyzwyczajamy, uczymy się z nim żyć. Boli zawsze tak samo. Nie boli tylko tych którzy nie kochają... A jakbys wcześniej podjęła ta decyzje, to później zastanawiałabys się czy nie za wcześnie. Tu nie ma dobrych rozwiązań... Ktoś wrażliwy, kto kocha zawsze ma wątpliwości. Trzymaj się. I wiem, ze mi nie uwierzysz, ale kiedyś będziesz wspominać Go z usmiechem Quote
maciaszek Posted November 16, 2014 Author Posted November 16, 2014 Dziękuję Wam dziewczyny. To dużo dla mnie znaczy. Aniu, wierzę Ci i bardzo bym chciała, żeby ten moment przyszedł jak najszybciej... Quote
Alicja Posted November 16, 2014 Posted November 16, 2014 Kasiu .... chyba każdy kto stracił ukochaną istotę ,nie istotne czy to człowiek czy pies , będzie sobie czynił rachunek sumienia czy zrobił wszystko by było dobrze , czy czegoś nie zaniedbał ... moze ktoś uznać mnie za wariatke , ale ... miałam to poczucie niespełnionej opieki kiedy odszedł Harley i teraz kiedy straciłam Rodziców ...do dziś dnia choć minął już rok nie potrafię wybaczyć sobie że taty nie zawlekłam w niedzielę do lekarza na dyżur , że kiedy opiekowałam się mamą mogłam jeszcze dłużej z nią być , może wsłuchałabym sie i wcześniej zauważyła , ze trzeba wołać pogotowie ...z Harleyem ...może miałam zmienić weta i może inny by pomógł .... męczą mnie te myśli ... kłębią sie nad głową i tak będzie u Ciebie , ale zobaczysz , jak już wypłaczesz swoje morze łez ( i płacz , bo to pomaga ) to przyjdzie moment , ze będzie uśmiech i łzy ale już nie smutku a wzruszenia . Tęskni się chyba do końca życia już z tymi co odeszli a byli wyjątkowo nam bliscy ... ale mamy cudowne wspomnienia , i właśnie takie Ty masz z życia z Bazylkiem u boku Quote
Jasza Posted November 17, 2014 Posted November 17, 2014 Takie pytania stawia sobie tylko ten, kto kocha. I...wiem, to banał nad banałami, ale czas leczy rany :oops: Quote
maciaszek Posted November 17, 2014 Author Posted November 17, 2014 Znalazłam taki Twój wpis Jaszo: Maciaszku, uwielbiam czytać jak piszesz o Bazylu. W każdym słowie czuć jak bardzo jesteście z sobą zżyci i jak bardzo Go kochasz. Dokładnie tak było. Byliśmy jak jeden organizm. Ja i Bazyl. Bazyl i ja. Rozumiejący się bez słów. Zawsze razem. Kochałam Go nad życie. Nadal kocham Go ogromnie. I wyć mi się chce, bo tak bardzo bardzo Go brakuje... Myśl o powrocie do domu rodzi we mnie ogromny lęk. Boję się tego bardzo. Ale przecież muszę to zrobić. Tylko jak będę tam żyć bez Niego?! Mam tak po prostu normalnie funkcjonować? Wydaje mi się to zupełnie niemożliwe. Takie... głupie. Bo wszystko będzie inne. Takie... wybrakowane... I to wszystko, co przede mną... Też przeraża. Pierwsza noc w domu bez Bazylka za plecami; pierwsza pobudka bez powitania z Nim; pierwsze śniadanie bez Jego towarzystwa; pory podawania leków; brak spacerów, zwłaszcza tego wieczornego, powolnego, tak miłego; pierwsze święta bez Łosia; pierwsze powroty do pustego domu, gdzie nie wybiegnie na powitanie zaspany białas; pierwszy Sylwester bez Majora Zdzisława; pierwsze spojrzenia na puste legowisko; decyzje co zrobić z Jego rzeczami; pierwsze gotowanie bez Bazylka w progu kuchni; suche kromki chleba na lodówce, których już nie zje; resztki leków; pierwsze wychodzenia z domu bez pożegnania i konga zostawiania - dziesiątki, setki takich sytuacji. I wszędzie wszędzie Jego włosy. I ta niemożność pogłaskania Go, pocałowania w to wielkie zmarszczone czółko, potrzymania za kopytko... Mam wrażenie, że nie dam rady, że to za bardzo boli, że tego nie udźwignę :-( Quote
agutka Posted November 17, 2014 Posted November 17, 2014 wskoczyłam zajrzeć co u Was a tu takie wieści :placz: Bazyla już nic nie boli a Tobie życzę siły w tym trudnym okresie życia :glaszcze: biegaj szczęśliwy pieseczku [*] Quote
maciaszek Posted November 17, 2014 Author Posted November 17, 2014 Dziękuję... :-( Pojutrze wraca TZ. Cieszę się. Bardzo. Długo się nie widzieliśmy i wiele się działo w naszym ludzkim życiu po drodze. Cieszę się, że już zaraz tu będzie. A jednocześnie to boli. Bo nie tak miało być. Bo nasze powitanie miało być pełne radości, a nie uśmiechu przez łzy... :-( Białas, na początku, by pewnie nie dowierzał, marszczył czoło, przyglądał się uważnie, a potem... potem zaczął by się szał radości. Tak czekałam na tą chwilę. Tak bardzo chciałam z białasem pokazać TZtowi NOSPR. Pokazać jaką trasę robiliśmy każdego wieczora, jak lubiliśmy te spacery. Tak czekałam aż znowu w trójkę na balkonie siądziemy. Bazyl, ja i TZ. Nie udało się. I to też cholernie boli... :-( Gdy żegnałam się z Bazylkiem przed operacją, myśląc i będąc utwierdzaną przez panią weterynarz, że już Go nie zobaczę (rokowania były bardzo złe), przypomniałam Mu na uszko nasz pakt sprzed 4 miesięcy, którego elementem miało być trzymanie się do przyjazdu pana. Ale wyszeptałam Mu też, że jeśli już nie ma siły, jeśli czuje się zmęczony, jeśli cierpi, to może odpuścić. Nie musi walczyć dla nas, dla mnie. Ale On się nie poddał, jeszcze przez kilkanaście godzin. Kilkanaście godzin, których mnie przy Nim nie było, bo do szpitalika właścicieli nie wpuszczają. I z tą myślą też nie umiem się pogodzić - może byłoby Mu lżej, gdybym była obok, może tęsknił, może szukał mnie wzrokiem, a mnie nie było... :-( Quote
Recommended Posts
Join the conversation
You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.