Jump to content
Dogomania

Mój psi Anioł Stróż


Ludi

Recommended Posts

Tinę przywiózł do domu mój tato, miałam wtedy siedem lat. Nie byłam spokojnym dzieckiem, już wtedy miałam początki nerwicy. Odwiedził schronisko we Wrocławiu (wtedy na ulicy Skarbowców) i zdał mi po powrocie raport - "w klatce siedzi mały, czarny szczeniak, jest wychudzony, ma długie nóżki. Przysuwa się do szczebli, ale widząc rękę wyciągniętą w jego stronę, przykrywa się ze strachu tylną łapką" - decyzja była szybka, a upór siedmiolatka niezłomny - "chcę tego pieska" - nie znaliśmy wtedy nawet jej płci.
Zaraz potem pojawiła się w domu - na powitanie zaczęła biegać po pokoju jak szalona, potwierdzając swoje charcikowate geny. Szybko się do nas przywiązała, chociaż na samym początku musieliśmy zawalczyć o jej życie - okazało się, że już w momencie, kiedy do nas przyjechała była chora... wszystko skończyło się dobrze po serii antybiotyków i witamin.
I tak w moim domu rozszalało się psie szczęście. Miałam z kim rozmawiać, kiedy rodziców nie było w domu, był ktoś, kto leczył moje niepokoje i lęki, lizał po twarzy, pocieszał, rozbawiał. Z zapałem jadła warzywa, kochała biegać, nie znosiła wody. Pod naszą nieobecność wymyślała cuda - kiedyś zastałam ją stojącą na stole i obgryzającą kwiatki w wazonie... Dorosła ze mną, moja psia, najlepsza przyjaciółka. Z tym, że ja ciągle byłam młoda, a ona - coraz starsza... Dla człowieka przeskok od lat siedmiu do dziewiętnastu jest ogromny. Ja znalazłam w Tinie kogoś, kto połączył tę przepaść dla mnie, był stałym elementem, przystanią bezpieczeństwa na czterech łapkach. Niezależnie, jak się zmieniałam, co działo się w moim życiu - zawsze była, kochana, trochę strachliwa, rozpieszczona do granic możliwości. Kiedy ona się bała, pękało mi serce, kiedy była radosna - i mnie niezależnie od wszystkiego robiło się cieplej na duszy.
Chyba nic dziwnego, że nie dopuszczałam do siebie faktu, że ją stracę, mimo, że węch się pogarszał, a siwych włosów na pysiu było coraz więcej... dbałam o nią jak mogłam, miała dwanaście lat, a ja nadal powtarzałam "ona jeszcze jest młoda, przed nią kilka lat życia".
Nowotwór rozwinął się szybko, moje energiczne słoneczko z dnia na dzień gasło, cierpiało, w nocy nie spała, a ja klęczałam koło jej fotela, trzymając ją za łapę, za ogonek... Na dwa dni przed odejściem przyszła do mnie wieczorem, położyła się obok i przytuliła - jakby mówiła "nie martw się, poradzisz sobie" - a ja ryczałam jak bóbr, myśląc wtedy, że nie ma możliwości, żebym sobie bez niej poradziła.
Potem były trzy miesiące niewyobrażalnej pustki. Naprawdę, myślałam już, że nie jestem w stanie żyć bez jej szczekania, spacerów, bez patrzenia na nią, bez jej nawyków i przyzwyczajeń...
Obecnie jestem już w stanie napisać ten post, podarowałam też dom schroniskowemu psiakowi, którego bardzo kocham - i święcie wierzę w to, że mój Anioł Stróż ma cztery łapy i biały krawacik, i że dzięki niej nie spotka mnie nic złego, że leczy moje rany i podnosi mnie, kiedy mi ciężko, tak, jak robiła to przez trzynaście lat swojego życia. A nade wszystko, że dzięki niej będę najlepszym psim przyjacielem, jakim tylko mogę być. Chcę, żeby była ze mnie dumna.

Dziękuję, kochanie. Tęsknię za Tobą codziennie, ale cieszę się, że teraz nic Cię nie boli... Biegaj do woli po łąkach, malutka, tam nie musimy szybko wracać ze spaceru, nikt nie śpieszy się do pracy i szkoły. I nie bój się niczego, od razu Cię zawołam, kiedy tylko przyjdę.

[IMG]http://i36.tinypic.com/1h2crd.jpg[/IMG]

Edited by Ludi
Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...