Jump to content
Dogomania

Recommended Posts

Posted

To wcale nie jest takie dziwne jakby się to mogło wydawać. 

Mój kot wychował się z moim poprzednim psem i też za nami biegał na spacerach, fakt faktem nie dalej niż w promieniu pół km. od domu ale jednak.  :lol:

 

A z autopsji wiem, że relacje psio - kocie są bardzo niestabilne. :lol:

  • 1 month later...
Posted

[URL=http://imageshack.com/i/ipvIYinBj]vIYinB.jpg[/URL]

 

[URL=http://imageshack.com/i/hlGBCojKj]GBCojK.jpg[/URL]

 

Dudek miszcz

[URL=http://imageshack.com/i/ipUBE26Tj]UBE26T.jpg[/URL]

 

A to to małe szuka domu, przypałętało się nie wiadomo skąd - Klusek (męskie imię mimo płci żeńskiej :P )

[URL=http://imageshack.com/i/f0QoUHZIj]QoUHZI.jpg[/URL]

 

[URL=http://imageshack.com/i/f05JdHArj]5JdHAr.jpg[/URL]

  • 2 weeks later...
Posted

Klusek - Lala zostaje tam gdzie go znaleziono, bratanica mojego TŻta się zakochała ;)

Też nigdy nie chciałam kota w domu, jakoś zawsze wolałam pieski. Ale odkąd mam dwie rude poczwarki to zauważyłam, że koty to w sumie fajne są :D Szczegolnie rudy skradł moje serce. Na początku był mało towarzyski, to raczej Lemon pchał się do miziania a teraz jest odwrotnie.Rudy prosi o mizianie i świetnie dogaduje się z Hunterem, Lemon natomiast jest bardzo niezależny :P

https://www.youtube.com/watch?v=_q5AV7y-zpo&list=UUaB-siR1cwcKkfSMzMFU5Yw

Posted

No może troszkę zmężniał.

A ja właśnie wracam od weta... Uśpiłam Sonię.. :( Wczoraj cały dzień jej nie było, jak wyleciała z kojca rano tak zobaczyłam ją dopiero na wieczornym spacerze z Hunterem. Miała przeogromny wrzód na szyi, pyszczek cały opuchnięty, weta już nie było więc musiała poczekać do rana.. Dzisiaj wrzód już pękł ale pysio dalej miała opuchnięty. Doktor pooglądał, znalazł zmiany rakowe w pyszczku. Stan agonalny. Minimalne szanse na przeżycie. I postanowiłam skrócić jej cierpienia.

Posted

mnie przez święta nie było, nie widziałam małej. Wczoraj rano idąc z Hunterem zabrałam Sanheza, kojec zostawiłam otwarty, z daleka już widziałam że Sonia też wyszła z kojca ale nie widziałam jej dokładnie. Ale pobiegła w swoją stronę jak zawsze.. Mama mojego M. twierdzi że rano normalnie zjadła i nic jej nie było. 

Wet mówił, że ten wrzód mógł być spowodowany zakłuciem albo ugryzieniem. Sama nie dowierzałam że to narosło tak szybko. Stan agonalny po nocy.. Temp. bardzo niska mimo że noc spędziła w kotłowni, w cieple.

Leczenie owszem było możliwe ale nikłe szanse i niebotyczne koszta. Poza tym marne szanse bo to pies kojcowy i niemłody 

Posted

Nie miałam jakiejś wielkiej więzi z Sonią ale oczywiście jest mi smutno i przykro. Łezki poleciały usypiając małą ale to było dla niej najlepsze rozwiązanie. Znowu śmierć przyszła znienacka.. Jeszcze przed świętami zachowywała się zupełnie normalnie a teraz jej nie ma.. Pociesza tylko to, że już nic jej nie boli.

Posted

Nie miałam jakiejś wielkiej więzi z Sonią ale oczywiście jest mi smutno i przykro. Łezki poleciały usypiając małą ale to było dla niej najlepsze rozwiązanie. Znowu śmierć przyszła znienacka.. Jeszcze przed świętami zachowywała się zupełnie normalnie a teraz jej nie ma.. Pociesza tylko to, że już nic jej nie boli.

no widzę właśnie na fejsie, że buzia uśmiechnięta. w każdym razie (*) dla soni...

Posted

Chyba nie oczekujesz, że będę wstawiała zapłakane foty?  Jest dziwnie, że już nie ma Kiepskiej ale świat się nie skończył, mam prawo uśmiechać się i czerpać radość ze spacerów z pozostałą dwójką. Nigdy nie czułam, że Sonia to mój pies (bo przecież nim nie była!), lubiłam ją ale nie kochałam.  I uwierz że ulżyło mi kiedy ją uśpiłam bo skróciłam jej cierpienie. Wiem, że to było najlepsze co mogłam dla niej zrobić.

Po twoich komentarzach czuję się jak morderca, zły człowiek, który uśmiercił zdrowego, wesoło hasającego psa. Albo jakbym kłamała a uśpiła Sonię dla świętego spokoju. Nie uśpiłabym jej gdyby weterynarz dawał jej realne szanse na przeżycie a tego zabrakło.

 

Ehh zapomniałam że jestem na dogo.. powinnam lamentować i płakać przez pół roku.. 

Płakałam i przeżywałam po Chrustku, bo go kochałam i miałam taką potrzebę (choć na dogo też zbyt długo się nie rozczulałam, oddzielam "internetową" rzeczywistość od tej prawdziwej) po Soni nie czuję aż takiej straty. W żadnym wypadku nie cieszy mnie to co się stało, bolało mnie jej cierpienie ale nie zamierzam popadać w depresję. 

Z resztą nie rozumiem po co się tłumaczę. 

Posted

Bo wiesz, to takie nienormalne, że nie płaczesz rzewnie po każdym istnieniu, jak nie Twój pies, nie Twój kot albo Szynszyla kuzynki dziadków od strony ojca. ;) 

Zabawne jest to, że jak ktoś lamentuje po stracie zwierzaka to 100 głosów go uspokaja i pociesza a jak nie lamentuje to te same głosy są oburzone. 

Posted

Ale wiesz, zawsze pies i to pies który żył na waszym podwórku...

Więc tęsknota na pewno się jeszcze pojawi :)

No jasne, że tęsknota będzie. Już jest mi dziwnie zamykać Sanheza do pustego kojca. I jakoś dziwnie bez siadającego na butach małego rudego futerka. Jest mi przykro i smutno ale świat mi się nie zawalił.

 

Zimna kobieto. :P

Oj jeszcze Ci się łezka zakręci. ;)

Znam ten model sytuacji. 

 

Na prawdę po komentarzach Agi poczułam się podle.  Oczywiście, że łezka się zakręci. Była uroczą babuszką. Pewnie jeszcze dziś sobie po niej pochlipię w łóżku jak przypomnę sobie ją taką słabiutką, spokojną u weta.

Posted

Ważne że są jeszcze dwa, które Cię potrzebują ( no bo kto jak nie TY :P ) 

Dobrze mówisz, lepiej nie zadręczać się w nieskończoność, jeżeli sie czuje że się pomogło a nie odwrotnie :)

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...