Jump to content
Dogomania

rytka

Members
  • Posts

    3364
  • Joined

  • Last visited

Posts posted by rytka

  1. Nie chciałam nikogo urazić:oops:to ja sie czuje jak wariatka w moim srodowisku/mieszkam na wsi/gdybym podzieliła sie swoimi myślami z kimś znajomym to dzieci moglyby obrzucać mnie kamykami co kiedys zresztą wróżyła mi moja koleżanka z studenckich czasów.Pozdrawiam.

  2. [quote name='sota36']Dlatego mowie, to co kiedys mi powiedizala Ania (szajbus) - TM jest jak psychoterapia! I tak ja osobiscie juz tu jestem od 4, 5 lat, mimo ze wczesniej nienawidzialm tu zgladac.[/QUOTE]
    Sota bywam też u Atosa i wszystkie Twoje odczucia jak i Gusi są jak moje własne,to naprawde pomaga,że ktoś czuje podobnie.Nawet jak mam czasem wrażenie ,że zwariowałam to wiem,że nie ja jedna.

  3. [quote name='gusia0106']Nie ma sprawiedliwości....kłaki są wszędzie, a Varia nie ma.
    Nie ma już od czterech tygodni a mi się wydaje jakby to było wczoraj[/QUOTE]

    Przepraszam,ze tak sie ''podłączyłam'' do tego Vario/wanego/watku ale Gusia tak Varia opisała,ze czuje sie jak bym go poznała i cos mnie tu ciagnie.Wiem jak cięzko jest ,kiedy nie ma już psa a zostają po nim takie ślady zwyczajnego bytowania jak sierść,usmarowane okno, podrapane dzwi itp.Stopniowo wszysko znika; sierści coraz mniej,okno umyte,dzwi tez kiedyś pomaluje tylko tęsknota zostaje ta sama.Sota ja też przez pierwsze pół roku nie mogłam zblizyć sie do miejsca gdzie lezy Frytka ani nawet na nie patrzeć.Mija juz 8 mcy i ani czas ani nowy pies/od mca/nie są lekarstwem, czas tylko pozwala sie oswoić ze stratą ale nie zmniejsza bólu i tęsknoty.

  4. Niezwykły,też kiedyś marzyłam o takim właśnie psie jak Vario /ale pewnie jaki pan taki pies/i mi sie trafił taki ''pluto''spuszczała łeb , robiła dziwne miny i wywracła ślepiami.Niezdara i wszystkiego sie bała.Do idealnych sie nie zaliczała ale kto tak potrafi kochać jak ona... Powoli sie przyzwyczajam ,że już zawsze czegoś mi w życiu będzie brakować.Też mam wątpliwości czy ''raj'' istnieje i kiedyś było mi to obojętne ale teraz naprawde bym chciała ,żeby był i żeby znowu poczuć,ze wszystko jest na miejscu.Jeśli istnieje to mam nadzieje,że mnie tam wpuszczą bo to ,że wszystkie psy idą do nieba to wiadomo nie od dziś.Ps.Dawno temu zdarzyło mi sie,ze dzikie zwierzęta/chyba lisy/odkopały mojego Dzeksona ale zostawily go obok i pochówek obył sie jeszcze raz tym razem dużo głebszy dół wykopałam i juz sie to nie powtórzyło.

  5. Przeczytałam i naprawde niezwykły pies był z tego Vario.Nie wiem jak to jest czy sie kiedyś spodkamy z naszymi bliskimi i naszymi psami czy zostają tylko wspomnienia... ''Sw.Piotr u nieba wrót Stoi trzymając listę cnót A wszystkie dusze w milczeniu Przypatrują sie jego skinieniu ; Ten wejdzie pierwszy, kto Był lekiem na całe zło kto do końca wierny był kochał i służył ze wszystkich sił Brzydził sie złością Dzielił radością Na dobre i na złe Kto jednego tylko chce Kochać wiecznie jak szalony; Piotrowa dłoń otwiera dzwi lśnią oczy,merdają ogony Pierwsze do raju wchodzą Psy''

  6. Właśnie,że wet.przyjechal do domu uśpić moją i wcale nie było lepiej:shake:wydaje mi sie ,ze śpieszył sie/zmarnował czas na dojazd itp./a ciemno w oczach tez mi sie zrobiło i chyba pierwszy raz byłam bliska omdlenia,chociaz wcale nie panikowałam ,nie płakałam. Kiedy suni juz nie było pierwsza decyzja nie chce juz psa,po pewnym czasie jednak nie da rady, pies musi być/a w rzeczywistosci ona musi wrócić/ dopiero kiedy przestałam o tym myślec ''mieć psa czy nie miec''i było mi wszystko jedno to tak sie zlożyło,ze sie przyplątał.Całkowicie inny malutki,wychowany wspólnie z bandą podwórzowych psow,samodzielny i odwazny.Przystosował sie błyskawicznie do nowych warunków.Na spacery chodze z nim innymi trasami niz z poprzednim bo ciągle widze przed sobą Tamtą.Myśle ,ze duzo czasu zajmie mi ''przyzwyczajenie''sie do niego choć wiele osób powiedziało by o nowym,ze to prawie doskonały psiak to dla mnie jeszcze długo doskonała będzie bardzo''problemowa''Frytka.Narazie nie przeraza mnie to ,ze nowy tez kiedys odejdzie,wydaje mi sie,ze nie będę tak go żałowć.Prawde poznam za kilka,kilkanaście lat...

  7. [quote name='sota36']NIGDY nie bedziesz wiedziala, czy zrobilas dobrze, bo to logika!!! NIGDY! I na tym polega dramat! Ale serce Ci podpowie... uwierz mi...SERCE!!!!! I tylko ono![/QUOTE]

    Dokładnie,tak jak napisałaś NIGDY.Mija już 7mcy i niedawno pomyslałam,czemu nie zdecydowalam sie na chemie moze jeszcze byłaby ze mną.Pozostaje mi miec nadzieje ,ze wtedy postąpiłam wlaściwie,ze tak podpowiadalo mi serce.Z perspektywy czasu załuje tylko,ze mimo opini 3 wet.nie zrobilam dokladniejszych badań,ktore potwierdzily by diagnoze i tego,ze samo uśpienie wglądało nie tak jak powinno.Chyba bylo by mi wtedy troche latwiej.

  8. To prawda , lęki mojej suczki sie poglębiały z wiekiem,bała sie coraz to nowych rzeczy,ktore wcześniej nie robiły na niej wrażenia.Nikt jej nie stresował ale wystarczyło ,ze sie czegoś wystraszyla i potem już miała fobie na tym punkcie.Nie moglam jej wykąpac w wannie,jechac z nią autem to najbardziej uciązliwe oprocz szczekania ale bala sie tez schodow/tylko te do piwnicy/butelki a nie bała sie np.fajerwerkow.

  9. Moja suczka też obszczekiwała wszystkich,nie pozwalała sie dotykac obcym tzn.nie wszystkim/sama sobie wybierala kto może a kto nie/,nie wpuszczała do domu nawet dobrch znajomych a na spacer chciała wychodzic tylko ze mną,nawet nikt nie mógł trzymać jej smyczy poza mną na spacerze.Była u mnie od szczeniaka i zawsze była bardzo lękliwa a z czasem do obcych zaczeła byc agresywna/tylko werbalnie-obszczekiwanie/a,ze była duza to stanowilo spory problem.Nie potrafiłam tego zmienić zamiast tego uważałam na spacerach, puszczalam tylko jak nikogo nie ma,w poblizu ludzi krotko na smyczy i ogolnie ''lustrowałam'' otoczenie żeby zapobiec jakiemuś wypadkowi.

  10. Moze pokocham inaczej;)teraz tak sobie jest w domu nie przeszkadza ale specjalnie nie cieszy.Frytki nic nie wroci i nie znajdzie zastępcy bo gdzie znajde takiego psa,ktory idąc pomiedzy mną a moją znajomą jak tylko zorietowała sie,ze smycz trzyma znajoma/robiłam tak po kryjomu/ to wpadała w złosc i skakała na znajoma aż ta odda smycz.Dla niej było ważne kto trzyma smycz!Zawiodłam ja ,nie uratowłam ,nie zadbałam aby odeszła spokojnie.Przeczytałam gdzieś,że jak pies sie zesika to znaczy,ze umarl dusząc sie .Nie wiem czy to prawda, co czuła.Moze to oczywiste ale dla mnie nie bylo,ze psa nie tylko głaszczemy ale sprawdzamy regularnie czy nie pojawiaja sie guzy jakies zmiany.A do eutanazji trzeba sie przygotowac dowiedziec sie jak wyglada i dopilnowac,zeby nasz pies odszedl godnie bez bolu.Teraz juz wiem.

  11. Jednak w moim domu jest znów pies/troszke przypadkowo/.Wczoraj mineło 6 mcy bez Frytki.W trakcie usypiania bylam spokojna ,nawet usmiechałam sie nie chcialam,zeby sie denerwowała,głaskałam ja i spokojnie powtarzałam ''to nic ,wszystkich nas spotyka to samo''Nie płakałam kiedy wnosiłam ja z domu i kiedy pochowałam.Wsrod moich znajomych ,sasiadów byloby to powodem kpin a nie dam im tej satysfakcji.Całą reszta dnia miałam bardzo zajętą ale w koncu przyszedl wieczor ...Wszystko jest inne bez niej.Nowy pies jej nie zastąpi ale potrzebował domu a ja juz moge ''zniesc''widok innego psa w domu.Napewno z czasem przywiaze sie do niego ale napewno nie pokocham tak jak Fytke.Chyba nie przyjdzie taki czas ze pogodze sie z jej odejsciem i bede mogla ja wspominac bez bolu.Chyba z tym bólem trzeba sie nauczyć żyć.

  12. Jezeli zostawiłaś Dziadka kiedy juz spał,to tak jak byś była z nim do końca,potem juz nie mial świadomości co sie z nim dzieje.Pocieszające jest to,ze dla psa to tylko chwila,chociaż my przeżwamy ją w nieskonczoność.Co do następnego psa to ja wziełam po 2 mcach.Tak trafiłam na dogo,szukałam takiego w wieku mojej Frytki 8 latka,miał ją zastapic.Postanowilam,ze będzie rozpieszczany tak jak miała być Frytka na starość,której nie doczekała.I to był błąd, bo nie da sie jej zastąpić.Skończyło sie tak,że Arona oddałam po paru dniach bo gonił mojego kota i ugryzł mnie.Ja sie wystraszyłam, to dość duży pies.Gdyby cos takiego zrobila moja Frytka pewnie nawet bym jej porządnie nie skrzyczała a jego nie chciałam z tego powodu.Pewnie każdy przechodzi przez to inaczej.Ja musiałam sie pogodzic najpierw z jej odejściem i dopiero teraz po pół roku czuje,ze mogłabym mieć innego psa,zaakceptować go w całej okazalości.Moją pomyłke pies przyplacil stresem,wiec nic na siłe.

  13. Ciężko jest zdecydowac czy to już ta chwila,kiedy trzeba podjąc taką decyzje.Zanim musiałam sama stanąć przed takim wyborem miałam jasno okreslony poglad na temat eutanazji -nie bede psa przed,którym jest kilka tygodni zycia męczyć tylko po to żeby odwlec nieuniknone.Teraz mam straszny mętlik w głowie.Niektorzy pisza,ze poczuli ulge bo pies już nie cierpiał i nie mają wyrzutów sumienia bo zrobili wszystko co w ich mocy żeby psa ratowac a pies odszedl spokojnie, po prostu zasnął.Zazdroszcze Wam.Jak to wyglądało w moim przypadku juz pisałam.Nie poczułam ulgi,ze nie cierpi bo nie pokazywał po sobie wielkiego cierpienia.Nie zrobiłam wszystkiego bo przecież moglam podac leki uspokajajace i zawiesc ja na dokładniejsze badania,zeby miec pewnosc.Wydaje mi sie ,ze gdybm pozwoliła odejsć jej samej to efekt bylby taki,ze ona cierpila by bardziej a ja mniej.Trzeba wybierac.Mam do siebie ogromny żal bo zlekceważyłam pierwsze objawy/guzy sutków/poszłam do wet.odrazu jak zauwazyłam/tylko, ze one byl juz wielkosci pięści,jak moglam przez 2 mce nie zauważyć jak wyroslo jej takie cos!/Teraz wiem o tej chorobie prawie wszystko,ze w przypadku guza złosliwego/dajacego przerzuty/od wystapienia objawow do zabiegu nie moze minąć wiecej niż 3 mce.Kiedy pojawilam sie u wet. jeszcze nie bylo przerzutow ale poniewaz Frytka byla w trakcie cieczki wet. postanowil,ze zabieg bedzie za 3 tyg.Po tyg.zauwazyłam powiekszenie wezlow na szyji.Poszłam do wet.powiedział,ze powiekszone sa wszystkie wezły obwodowe i zabieg juz nie ma sensu.Zaproponowal chemie,sterydy.Nie zgodziłam sie.Po 2 tyg została uspiona.,przegapilam moment w ktorym możliwe było jej uratowanie nie chciałam ryzykowac,ze przegapie chwile kiedy ból stanie sie dla niej nie do zniesienia.Frytka,ktora chodzila za mna krok w krok,jak usiadłam zaraz była przy mnie,czekała pod dzwiami lazienki az sie wykapie ,w ostatnich dniach szukała odosobnienia.Tesknie za nią ale tęsknota miesza sie z poczuciem winy.

  14. [quote name='zofia&sasza']Ale zabieg BYŁ przeprowadzony nieprawidłowo. Takie objawy jak wyrywanie czy oddanie moczu nie powinny były się pojawić. :shake:[/QUOTE]
    Pożegnalam już kilka zwierząt w moim życiu.Odchodziły rożnie ,ze starosci np.18letnia kotka ,rano przyszla na glaskanie i poszła jak zwykle na polowanie a po obiedzie znalazlam ja martwa na schodach,10letni kocur umarł na koci tyfus, byla szansa i myslalam ,że mu sie uda ale odchodzil 5 dni wychudzony i umeczony.Dwa psy zginely w wypadkach z czego jeden był ewidentnie z mojej winy/wyprowadziłam bez smyczy ,bo tylko kawalek a dalej pole,pies nie byl przyzwyczajony zawsze chodzil na smyczy/.Każda smierc sprawiła ból ale potrafiłam sie szybko pozbierac bo liczyło sie ,ze miały dobre życie a śmierć jest przeciesz czymś tak naturalnym jak narodziny.Teraz jest inaczej mineło pięc miesiecy i nadal jest koszmarnie.Mysle,ze min.z powodu tego jak wygladała ''ta eutanazja''kiedy pies wyrywa sie jak dostaje śmiertelny zastrzyk a ty musisz go trzymać...Wet.po podaniu gupiego jasia też zaproponował mi żebym wyszła ale jak to mozliwe kiedy pies rzucal glowa zdezorietowany i pobudzony nie senny.Mozlie,ze za szybko podal ten drugi zastrzy albo za mała dawka gj.zaplaciłam mu 100zł.Spieszyl sie,nie osłuchał psa suchawkami tylko naciskał w okolicy serca.Jestem z ''głebokiej'' wsi i ten lekarz rownież leczyl i zdiagnozował psa.Mam teraz watpliwosci czy dobrze choc przed dec.o uspieniu konsultowałam to z innym wet.jednak on nie widzial psa bo do wiekszego miasta mam55km.a pies bal sie potwornie jazdy samochodem.Napisalam ,ze ponownie nie zdecydowalabym sie na eutanazje.Nie na ''taką'' warto sie dowiedzieć jak powinno ''to ''wygladac prawidłowo i wymagac od wet.wlasciwego zachowania.I trzeba byc pewnym na 100%diagnozy bo inaczej koszmar bedzie sie za nami ciągnął bardzo długo.Pociesza mnie tylko to,że pies dlugo nie cierpial.

  15. Eutanazja mojego psa 5mcy temu wygladała tak;wet.przyjechał do domu,podał psu ''gupiego jasia'' po ktorym pies zaczął rzucać głową, musialam ja chwycic i trzymac,oczy zrobily sie wyłupiaste.Po5min.podal dożylnie drugi zastrzyk/dosc wolny wlew/a w polowie iniekcji moj pies sie podniósł na przednie łapy i znow musiałam go przytrzymywac bo sie wyrywał.Pózniej przednie łapy,które mial nadal w pozycji''do siedzenia''zaczeły sie ''rozjeżdzać''i pies stacił przytomność.Kiedy przenosiłam pozniej psa z miejsca w ktorym dokonała sie eutanazja zobaczyłam,ze pies sie zesikał.Podjelam decyzje o eutanazji 2tyg. po tym jak dowiedzialam sie,ze nastapily przerzuty,pies jeszcze bardzo nie cierpiał/miał apetyt wprawdzie tylko na kurczaka,wymiotował , na spacery juz niechetnie wychodził,ostatniej nocy spuchły mu łapy i tyłek/.Moj pies 8latek nigdy wczesniej nie chorował a nowotwor postepował błyskawicznie, wszystko trwało 2 mce.Gdybym mogła cofnąc czas nie zdecydowałabym sie na eutanazje.

  16. Ps.To,ze nie chcial wejsc do domu to tylko przez to ,ze ''scierpl ''w podrozy i nie mogl wejsc po schodach.Wychodzilam z nim potem jeszcze wieczorem3 razy i nie mogl zejsc/przewracal sie/ i wejsc bol widoczny byl.W drodze powrotnej mial przerwe w Wrocku i sie wybiegal/czekalm godz.A i tak bidulek nie mogl wskoczyc na tyl Twojego auta i musialam mu pomoc.Zaden pies nie lubi jak sie go podnosi/szczegolnie duzy/ale jak go sie chwyci zle to go boli jak diabli.Nie moglas wiedziec ,ze sie nie uda .Nie wiedzialas tego co teraz i ja tez nie wiedzialam.

  17. Lena trafilas w wazne sprawy.Po pierwsze Aron jest skomplikowany/pewnie jak wiekszosc psow ze schr./ z jednej strony latal po domu jak tygrys po klatce i ciagle na spacer z drugiej pakowal sie do lozka i tak ''zagadywal''Moze to wcale nie dziwne tylko ja nierozumialam go.Po drugie ja nie jestem typem dzialacza raczej bierna.Nie zdecydowalam sie na Arona bo on taki biedny tylko z wzgledow praktycznych bo starszy spokojny,nie wiaze sie dlugie lata itp.Nie kierowala mna chec pomocy tylko wlasna potrzeba.Chcialam psa bo tesknie za swoim bylym za spacerami itp.Jednym slowem nieodpowiedzialna.To nie znaczy ze''doswiadczenie''zapomne ,zapamietam nauke.A za sunie nie dziekuj bo nic nie zrobilam,dalam Ci sygnal i zrobilas wszystko.To ja powinnam Ci podziekowac.Faktycznie dopkoki sie nie pojawilas wolalam o niej nie myslec i nie wiedziec.I cale szczesci,ze chociaz ona skorzystala na tym wszystkim.Dbaj o niego i oddaj go najlepszym ludzim ''skrojonym''na miare idealnym dla niego.

  18. Tak jak napisalam odezwalam sie znow,zeby troche wyjasnic bo cyt''zamieszalam w glowie Lenie i Aronowi''a nie zeby zamieszac komus.Nona jezeli sumienie nie powstrzymalo mnie przed oddaniem go to nie mozna teraz na nim polegac.Aron zasluguje na stabilizacjie/byl w takim stresie,ze u mnie nic nie jadl przez 5 dni tylko troszke z reki/a nie na rozhisteryzowana opiekunka jak ja i wraznie nie radzaca sobie.Moge mu tylko pomoc wplacajac ta niewielka kwota co miesiac.Moj pies odszedl we wrzesniu/to juz nie tak krotko/a po 2 tyg wyskoczyl mi na srodek drogi 2m-czny kociak,zatrzymalam sie;matki ani sladu, pola dookola i tylko auta smigaja.Wzielam okazalo sie ze mial grzybice biegunke ,zarobaczony, zaglodzony.Trzymalam go w piwnicy wyleczylam znalazlam pozniej dom/nie oddalam do schroniska -Kamila/.Uratowanie zycia nie pomoga w poprawie samopoczucia.Nie bede juz zawracac glowy bo to nic nie zmieni,Aron ciagle nie ma domu a ja go mu dac nie moge.Zrobilam mu krzywde ale nie z premedytacja.Zycie...

  19. To nie miejsce na spowiedz/nie szukam rozgrzeszenia/ale czuje,ze jestem winna wyjasnienia Lenie i jeszcze paru osobom.W koncu w dogo tez chodzi o edukacje takich ciemnych typow jak ja.Nona masz wiare w ludzi jezeli moglabys mi jeszcze powiezyc psa, ja narazie bym sie na to nie zdecydowala.Przeciez nie stalo sie to wszystko bez przyczyny,moze gdyby nie feralne zdarzenie z kotem by sie udalo a moze nie.Lena pisze,ze to delikatny pies i tak jest a ja zafundowalam mu duzy stres./nie powtorze tego/Kiedy Lena pozegnala sie z nim w przedpokoju musialam go przytrzymac tak sie do niej wyrywal,a potem sie trzasl lekko za kazdym razem jak sie do nego podchodzilo.Pierwsza noc spal na podlodze,druga na kanapie obok mojej,trzecia ze mna.Pozniej nie bal sie mnie wcale nawet jak podnioslam glos./zeby nie wlazil na stol/.Kiedy siadal to, tez na poczadku z drugiej strony niz ja,potem przy mnie tylko nie wiedzial co poczac z lbem/polozyc na kolanie tej baby czy nie?/Kiedy maz Leny odbieral go we Wrocku znowu zaczol sie trzasc jak pierwszego dnia.Ja to wszystko widzialam ale zrobilam co zrobiam.Z jakiejs przyczyny nie jestem gotowa na psa.Juz sie nie bede zastanawiac tylko przyjmuje do wiadomosci.Absurdalnosc tego,ze postanowilam go oddac po pierwszym dniu bo mnie lekko ugryzl w wielkim stresie przy kocie w pelni dotarla do mnie powoli.Widzisz Lena to dlatego tak dlugo sie zastanawialam czemu nie wyszlo i szukalam powodu a na to nie ma usprawiedliwiena.Zajme sie starym kociskiem,ktora zawsze byla na drugim miejscu po psie teraz bedzie mial swoj czas.A o Aronie nie zapomne.

  20. Myślę o nim...pisze ostatni raz ale myśleć nie przestane.Dzisiaj dopiero odkurzyłam w aucie jego sierść.Jak się kocha to wszystko jest do przezwyciężenia jak nie drobnostka może okazać się przeszkodą.Aron w porównaniu z moją Frytka to naprawdę ''ideał''ona była wredna/jak pani/szczekała nonstop z byle powodu,atakowała wszystkich, nawet tych co przychodzili do domu prawie codziennie przez te 8 lat.Kot mógł tylko siedzieć ,chodzenie karane przyduszaniem do podłogi i obślinieniem.Nie lubił jej żaden sąsiad choć próbowali nie dawała sie pogłaskac tylko z zębami i wyskok/ale nikogo nie ugryzła/nawet atakowała czasem domowników.Miała fobie bała sie j panicznie jazdy autem,schodów do piwnicy choc nigdy tam nie była,butelki i wiele innych.Wiem,ze z Aronem miałabym mniej problemów niż z nią ale jego nie zdążyłam/nie chciałam/pokochać.Okazało sie,ze nie mam taakiego wielkiego serca żeby zmiescił sie on ,albo jest malutenkie ,albo całe zajeła ona.Wszystko co sie stało dla mnie też bylo szokiem,nie zawsze wszystko o sobie wiemy czasem trzeba''próby''przykro mi,ze kosztem Arona.Starałam sie to naprawić jak tylko mogłam.Zycze Wam samych udanych adopcji i troche wyrozumiałości dla ludzi słabszego charakteru.Aronowi domu najlepszego ze wszystkich...przepraszam piesku za siebie i innych którzy Cie nie chcieli.Nie mam w sobie tyle miłości co Ty...

  21. Witam i przepraszam, ze jeszcze sie wtrace .Robie to dla Arona ale jezeli uznacie, ze jest to ze szkoda dla niego wykasuje ten post,bo jak mi napisala pewna pani''dobrymi checiami...''Poniewaz mialam mozliwosc obserwowac go 4 dni,24h na dobe chcialabym sie podzielic kilkoma uwagami.Lena na 10 psow i nie jest w stanie wszystkiego zaobserwowac podobnie w schronie. Odnosnie zdrowia to pies jest w bardzo dobrej kondycji.Nie wiem kiedy stwierdzono wylew i jaki wet.Ja mam w domu sparalizowanego brata po wylewie i wiem,ze porazenie jest zazwyczaj jednostronne a u Arona jest nieduzy niedowlad obu konczyn tylnych.Objawia sie tylko w przypadku pokonywania duzych nierownosci terenu np.schody.Zeskoczy z wysokosci ale nie da rady na nia wejsc.Ma wrazliwe w dotyku lapy.Moze sie myle ale mi to wyglada na problem z kregoslupem. Z charakteru wcale nie bojazliwy/moze pierwszego dnia/,ufa czlowiekowi, nie boi sie go,nie przejawia agresji.Jezeli chodzi o nieszczesnego kota oddaje sprawiedliwosc :za wczesnie , pies byl jeszcze w stresie ,nie okazal agresji /nie warczał/tylko ugryzl.Pozatym pozwalal robic z soba wszystko zero agresji do kogokolwiek z wyjatkiem kota.Lena mowila ,ze ja tez chwycil za sweeter gdy niosla kota.Jednak ostatniego dnia spodkal sie z kotka na dworze i nie okazal zadnego zainteresowania,choc kot chodzil za nami podczas calego spaceru/pies na smyczy/.Ja bardziej spanikowalam,balam sie ze bede ciagle pilnowac zeby sie nic nie stalo.Moja matka nie pamieta imion swoich dzieci a co dopiero zeby kota nie wpuszczac/ale to juz moj problem Was nie interesuje./Dodam,ze na poczatku opisalam swoja sytuacje domowa i liczylam na Wasze doswiadczenie .Inez wykazala sie przenikliwoscia ''czy dom z 3 chorymi jest odpowiedni dla Arona''.Uwiez mi,ze ja tego nie przewidzialam przeciez mialam psa caly czas i bylo dobrze. Nie znalam Kamili, nie wiedzialam ze "nie powinnam miec psa''i zylismy sobie z psem szczesliwie przez 8lat.Lena pisze ze pies nie lubi zamkniecia u mnie tez chcial na dwor ale siadal przy mnie i zasypial z glowa na kolanach.U Leny wybral bude nie boks poszukalam troszke i doczytalam ze z poprzedni wlasciciele oddali go bo juz nie maja ogrodu i pies niepotrzebny/mogl byc u nich przy budzie/.Napewno odpowiada mu przestrzen i swoboda ale to zasypianie przy mnie...nie wiem co by wybral.Pozdrawiam Pania J.ktora okazala troszke wyrozumialosci i wstyd mi "bo juz wtedy wiedzialam ze pies nie stanowi zagrozenia'' a jednak go nie zatrzymalam.

×
×
  • Create New...